Cichy poborca
Banki centralne szkodzą gospodarce, podobnie jak papierowy pieniądz
Od 100 lat we wszystkich najważniejszych państwach zachodniego świata działają banki centralne. Od ponad 40 lat wszystkie kraje posługują się państwowym pieniądzem papierowym, niemającym związku ze złotem. Istnienie banków centralnych jest uważane za coś oczywistego, tak samo jak brak standardu złota. Czy jednak bankowość centralna i państwowy pieniądz się sprawdziły?
Centralne instytucje monetarne wprowadzono w imię postępu. Istnienie banku centralnego i odejście od złota miało pomóc w osiągnięciu szybkiego rozwoju gospodarczego i większej stabilizacji. Kryzysy gospodarcze miały być rzadsze i krótsze,
a bezrobocie niższe. Banki centralne miały też działać w imię stabilności cen, chcąc ułatwić przedsiębiorcom kalkulację gospodarczą. Jeśli bowiem ceny są stabilne, to nie trzeba uwzględniać zmian siły nabywczej pieniądza w prognozowaniu przeszłości.
„Nowy pieniądz" kontra złoto
Spójrzmy jednak na dzisiejszy świat. Gospodarka strefy euro piąty rok nie może wyjść z kryzysu. Bezrobocie systematycznie rośnie. Europejski system bankowy to w znacznej mierze instytucje zombi, podtrzymywane przy życiu przez wsparcie rządów i kroplówkę z pożyczkami Europejskiego Banku Centralnego. Jedynie inflacja jest niska – 1,5–2 proc. (ciągle są to ceny rosnące, niestabilne; jest to jednak wielkość zgodna z celem EBC). To cichy sposób na opodatkowanie obywateli. Na pierwszy rzut oka nie wydaje się, by nowy system pieniężny spełniał swoje założenia. Żeby jednak uznać, że bankowość centralna i dekretowany pieniądz papierowy się nie sprawdziły, wypadałoby zobaczyć, jak działał alternatywny system – standard złota bez banku centralnego. Niestety, trudno znaleźć takie okresy, dla których mielibyśmy wiarygodne statystyki.
Jednym z nielicznych przykładów są Stany Zjednoczone po wojnie secesyjnej, a przed powstaniem Rezerwy Federalnej. Ówczesny amerykański system pieniężny przypominał tzw. wolną bankowość. Wolna bankowość polega na tym, że każdy bank może swobodnie emitować banknoty i depozyty, obiecując ich wymianę na kruszec. Dopóki społeczeństwo ufa, że dany bank jest wypłacalny, dopóty banknoty takiej instytucji są akceptowane równie powszechnie jak złote monety – są tzw. substytutami pieniądza. Jednocześnie bank jest narażony na to, że jego klienci stracą zaufanie i dojdzie do runu na bank. Jako że nie ma instytucji pożyczkodawcy ostatniej instancji (banku centralnego), bank musi zachować znaczną ostrożność w swojej polityce kredytowej. Generalnie jest to system podobny do tego, którego wprowadzenia domagają się dziś libertarianie. Jak zatem radziła sobie wtedy amerykańska gospodarka?
Dostępne dane pokazują, że obywatele Stanów Zjednoczonych mogli się wówczas cieszyć z wysokiego wzrostu gospodarczego i realnych płac. Na przykład w latach 1879–1897 średni realny produkt narodowy netto rósł o 3,7 proc. rocznie. Lata 80. XIX w. były także wyjątkowe, jeśli chodzi o wzrost płac realnych – nominalne płace wzrosły o 23 proc., podczas gdy ceny dóbr konsumpcyjnych spadły o 4 proc.
Kłamliwe statystyki
Czy jednak okres ten był wolny od kryzysów gospodarczych?
W literaturze są to czasy określane niekiedy jako „wielki kryzys".
Według modeli National Bureau of Economic Research lata 1873–1879 to jedna długa depresja gospodarcza. Okazuje się jednak, że to nieprawda. W rzeczywistości dekada 1869–1879 to lata ogromnego rozwoju gospodarczego. W tym czasie realny produkt narodowy rósł o 6,8 proc. rocznie. Kiedy uwzględnimy liczbę ludności, to otrzymamy realny wzrost produktu narodowego per capita na poziomie 4,5 proc. rocznie. Owszem, w 1873 r. wybuchła panika finansowa, jednak nie wpłynęła ona długotrwale na kondycję gospodarki. Kiedyś lata 1873–1879 uznawano za czas stagnacji lub kryzysu, bo bardzo silnie spadały wtedy ceny (średnio 3,8 proc. rocznie w latach 1869–1879), a wielu ekonomistów nie może sobie wyobrazić jednocześnie silnego spadku cen i dynamicznego rozwoju gospodarczego. Trudno uznać to jednak za rozstrzygający argument przeciwko złotu i wolnej bankowości.