Polska bez PIT
Co roku 25 mln Polaków wypełnia deklaracje podatkowe. Taką samą pracę wykonują też pracodawcy. Skończmy z tym szaleństwem biurokratów: zlikwidujmy PIT
Po pierwsze, zwiększona zachęta do pracy i prowadzenia działalności gospodarczej, co podniesie poziom produkcji krajowej i zwiększy konsumpcję. Tym samym wzrośnie poziom życia i spadnie bezrobocie.
Po drugie, wzrost dochodów i oszczędności wszystkich dawnych podatników.
Po trzecie, brak ulg podatkowych spowoduje, że ludzie nie będą irracjonalnie wydawać pieniędzy tylko po to, by uniknąć podatków albo załapać się na ulgi.
Po czwarte, lepsze warunki do konkurencji gospodarczej na arenie międzynarodowej.
Po piąte, brak ograniczenia wolności podatników – państwo (urzędnicy) nie zna dochodów obywateli.
Po szóste, brak szarej strefy i ukrywania dochodów oraz kombinacji i oszustw podatkowych (obecnie ponad 30 proc. polskiego PKB, czyli ok. 500 mld zł, powstaje w szarej strefie), co oznacza również większe wpływy podatkowe.
Podatki dochodowe to jedna z najważniejszych przyczyn bezrobocia w Polsce, a zniesienie ich może nastąpić z dnia na dzień. Efektem tego byłby znaczny spadek bezrobocia. PIT nie zachęca do tego, by więcej pracować lub inwestować, bo wyższy dochód powoduje drastyczne zwiększenie podatku. Progresywny podatek – a taki mamy w Polsce – jest w rzeczywistości karą za pracę: kto więcej zarabia, musi więcej zapłacić.
Nie zachęca też do oszczędzania, bo liczne ulgi skłaniają do irracjonalnego wydawania pieniędzy tylko po to, by zapłacić niższy podatek. Podatek według stawki 32 proc. płaci zaledwie 1,89 proc. podatników (460 tys. osób).
Jest jeszcze jeden negatywny aspekt istnienia PIT. W XIX-wiecznej Wielkiej Brytanii powszechny był pogląd, że „podatek dochodowy jest ciężarem zbyt ohydnym, by nakładać go na człowieka, gdyż ujawnia stan jego finansów urzędnikowi podatkowemu". Niektórzy uważają, że skomplikowane daniny są tylko po to, by podatnik łatwo się pomylił, a potem można było wymierzyć mu karę. Zdaniem innych podatek dochodowy wprowadzono nie w celu uzyskania jakichś wpływów, lecz po to, by państwo miało pełny obraz dochodów obywateli. Bo przecież dzięki istnieniu PIT każdy musi się co roku wyspowiadać przed fiskusem z zarobków.
Zysk dla wszystkich
Postulat likwidacji PIT nie jest nierealny, gdyż w wielu krajach ten podatek nie obowiązuje. Tak jest w Monako, San Marino, Andorze, Omanie, Katarze, Kuwejcie czy kilku terytoriach karaibskich (Kajmany, Bermudy, Bahamy).
W USA podatku dochodowego nie ma w dziewięciu stanach, a kolejne stany – Karolina Północna i Południowa, Luizjana, Idaho, Kansas, Maine, Missouri, Ohio czy Oklahoma – zastanawiają się nad jego zniesieniem. Za likwidacją podatku dochodowego na poziomie federalnym opowiada się amerykańska Partia Libertariańska. Ron Paul, polityk Partii Republikańskiej, uważa nawet, że podatek dochodowy łamie 16. poprawkę do konstytucji, która i tak została przyjęta w sposób nie do końca legalny, a sam IRS (amerykański urząd skarbowy) narzuca go ludziom poprzez nie do końca jasne sformułowania i informacje w swoich biuletynach. Nie jest to bynajmniej odosobniony głos radykałów, ponieważ już około miliona Amerykanów nie płaci podatku dochodowego, a procesy nieposłusznych obywateli zamieniają się w głośne show.
Jeśli z powodów politycznych likwidacja podatku dochodowego w Polsce nie jest na razie możliwa, to powinna chociaż zostać znacznie podniesiona kwota wolna i próg podatkowy. Oznaczałoby to więcej pieniędzy w kieszeniach Polaków, dzięki czemu mogliby więcej zaoszczędzić lub wydać na swoje potrzeby. To z jednej strony pobudziłoby koniunkturę, a z drugiej – dałoby wpływy do budżetu (VAT, akcyza). Warto podkreślić, że podwyższenie kwoty wolnej od podatku oraz progu podatkowego byłoby równocześnie najlepszą polityką prorodzinną. Kiedy nasz rząd zrozumie, że z kryzysu wychodzi się przez obniżenie podatków obywatelom i obniżenie wydatków państwa, a nie na odwrót?