
Kto zabił Piotra?
Trybunał w Strasburgu rozstrzygnie, czy bliscy nastolatka zamordowanego w stanie wojennym dostaną odszkodowania
Piotr Majchrzak w stanie wojennym był uczniem jednego z poznańskich techników. Od samego początku nie mógł pogodzić się z tym, że komuniści zdławili społeczne aspiracje i rozpoczęli wojnę z własnym narodem.
Zbuntowany
Stolica Wielkopolski nie należała bynajmniej do miast najbardziej spektakularnie walczących z juntą generała Wojciecha Jaruzelskiego. Co prawda w konspiracji działało tutaj kilka środowisk, drukowano podziemne pisma i ulotki, ale w ciągu pierwszych tygodni po 13 grudnia 1981 r. nie doszło do żadnych poważniejszych strajków ani publicznych demonstracji. Dopiero 13 lutego 1982, równo dwa miesiące po wprowadzeniu stanu wojennego, na ulice Poznania wyszły tysiące manifestantów. ZOMO brutalnie traktowało ludzi, pałowało nawet gości przyglądających się ulicznym walkom z holu hotelu Merkury położonego w centrum miasta. 19-letni Piotr Majchrzak był świadkiem tych wydarzeń.
W dodatku widział, jak zomowcy na jednym z przystanków tramwajowych pobili młodego dziennikarza Wojciecha Cieślewicza. Ponad dwa tygodnie później mężczyzna zmarł w szpitalu, nie odzyskawszy przytomności. Teresa Majchrzak, matka Piotra Majchrzaka, wspomina, że jego synem ta śmierć wstrząsnęła. Nie potrafił się z nią pogodzić. Najpewniej jeszcze silniej zaczął się buntować przeciwko działaniom komunistycznej władzy. Wydaje się, że szok związany z brutalnym postępowaniem zomowców i śmiercią dziennikarza udzielił się zresztą całemu miastu. Po 13 lutego 1982 r. Poznań po prostu się zradykalizował. Już dwa miesiące później dwóch młodych mężczyzn dostało się nad ranem na dach Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Zdjęli powiewającą na maszcie czerwoną flagę i zawiesili sztandar „Solidarności". Brawurową akcję komentowano w całym mieście. Tym bardziej że esbekom dopiero po dwóch latach udało się ustalić jej autorów – Jacka Andrzejewskiego i Marka Gapińskiego z Konfederacji Młodej Polski „Rokosz". Na razie jednak Piotr Majchrzak szykował się na wielką demonstrację przeciwko stanowi wojennemu. Podziemna „Solidarność" w Poznaniu i współpracujące z nią środowiska konspiracyjne zapowiedziały kulminację protestu na 13 maja 1982 r.
Śmierć bez świadków?
Niestety, nastolatek nie dożył dnia protestu. Dwa dni wcześniej został zatrzymany przez patrol ZOMO na ulicy Fredry, kilkaset metrów od miejsca, w którym stoi pomnik Czerwca '56. To właśnie wówczas nastąpiły dramatyczne wydarzenia, z którymi do dzisiaj nie mogą się pogodzić najbliżsi Piotra Majchrzaka. Młody mężczyzna nie należał do osób wycofanych i tchórzliwych. Był sprawny fizycznie i wysportowany, trenował karate. Po latach można założyć, że legitymujących go zomowców szczególnie rozdrażnił opornik wpięty w klapę kurtki chłopaka. Tym bardziej że funkcjonariusze przed zapowiadaną na 13 maja demonstracją byli szczególnie drażliwi i czujni. Bardzo trudno dzisiaj odtworzyć przebieg dramatycznych wydarzeń z tamtego dnia. Wszystko wskazuje jednak na to, że Piotr został ciężko pobity pałkami przez milicjantów. Powtórzył się tragiczny scenariusz z lutego. Tak samo jak Wojciech Cieślewicz, Majchrzak został przewieziony do szpitala z ciężkimi obrażeniami głowy. Do końca już pozostał nieprzytomny. Zmarł po tygodniu, 18 maja 1982 r. Prowadząca sprawę prokuratura podjęła – zgodnie z obowiązującymi wówczas standardami – decyzję o umorzeniu śledztwa. W decyzji napisano, że „nie udało się ustalić okoliczności doznania przez Piotra Majchrzaka obrażeń ciała, które spowodowały jego zgon". Inaczej niż w przypadku pobicia dziennikarza, w sprawie nastolatka trudno wskazać wiarygodnych świadków. Wiadomo jednak, że SB starała się wrobić w nią starszego mężczyznę, który znalazł się w pobliżu zdarzenia. Twierdzono, że to właśnie on pobił 19-latka parasolem, a funkcjonariusze ZOMO tylko starali się pomóc rannemu i wezwali karetkę.