Replika doktrynera kapitalizmu
W kapitalizmie pieniądze idą tam, gdzie dają największy zysk; w woluntaryzmie tam, gdzie podoba się politykom i urzędnikom
W jednym z rzekomo prawicowych pism, konkretnie „W Sieci", znalazłem obszerną opinię Barbary Fedyszak-Radziejowskiej, socjolożki. Zawiera ona masę błędów, z których kilka postanowiłem sprostować. Niestety, redakcja, która ten stek nonsensów opublikowała, nie raczyła wydrukować sprostowania ani się odezwać.
Tymczasem sprawa jest ważna, bo stereotypy przytaczane przez Fedyszak-Radziejowską są w polskiej publicystyce dominujące, a więc bardzo szkodliwe, gdyż całkowicie fałszywe. Jeśli redakcja „W Sieci" chce, by jej czytelnicy nadal wierzyli w bzdury, to słusznie sprostowania nie wydrukowała. Ale ja chcę, by ludzie znali prawdę. Jak bowiem mawiał Konfucjusz: „Naprawę państwa należy rozpocząć od naprawy pojęć!" Pomówmy więc o stereotypach Fedyszak-Radziejowskiej.
Najpierw drobiazg: autorka nazwała mnie i prof. Leszka Balcerowicza „doktrynerami wolnego rynku". To oczywista nieprawda. To ja jestem doktrynerem, domagającym się m.in. likwidacji kodeksu pracy i wszelkich uprawnień związków zawodowych oraz związków przedsiębiorców – czyli wszystkich pupilków komuny i eurokomuny, nazywanych „ludźmi pracy". Natomiast Balcerowicz jest pragmatykiem, na przykład niedawno wręczył mi broszurę domagającą się likwidacji tylko trzech „nadmiernych przywilejów związków zawodowych w Polsce"... A pozostałe – „nienadmierne" widać – godzi się pozostawić. Co to za „doktryner"?
Woluntaryzm atakuje
Autorka twierdzi, że zwolennicy wolnego rynku nigdy nie powołują się na przykład Danii, Finlandii i Szwecji. Myli się: wielokrotnie je wymieniam – ze zgrozą. Również broszura otrzymana od Balcerowicza powołuje się na Finlandię. Pozwalam sobie jednak zauważyć, że Fedyszak-Radziejowska ma spóźniony refleks: Szwecja przez ostatnie 20 lat zdemontowała większość opieki socjalnej i w tej chwili jest chyba bardziej kapitalistyczna od Polski. Co niewiele jej pomogło: szwedzkie firmy padają jak muchy (z Saabem i Volvo na czele) i bogactwo nagromadzone podczas dwóch wojen światowych powoli znika.
Dlaczego powoli, a nie szybko? Bo w Królestwie Szwecji (obejmującym wtedy Finlandię, Danię i Norwegię) za kradzież obcinano ręce. W krajach skandynawskich korupcja jest niewielka, a to korupcja znacznie przyspiesza upadek socjalistycznego reżimu. Tak jak pasożyty przyspieszają upadek starego, przegniłego drzewa, co i tak jest nieuniknione.
Zostawiamy Skandynawów – pora na definicje. Podstawowa: „Ustrój kapitalistyczny to taki, w którym pieniądze idą tam, gdzie dają największy zysk". Ustrój etatystyczny (czyli antyliberalny) jest woluntarystyczny: „w woluntaryzmie (przeciwieństwie kapitalizmu!) pieniądze idą tam, gdzie komuś się żywnie podoba".
Powtarzam: przeciwieństwem kapitalizmu jest woluntaryzm, nie socjalizm. Teoretycznie socjalizm może istnieć w kraju kapitalistycznym. W praktyce jednak każdy socjalizm jest woluntarystyczny. Oznacza to, że pieniądze idą w nim tam, gdzie to się podoba politykom i urzędnikom, a pretekstem do tego jest „opieka socjalna"
Cała Europa ugina się pod woluntaryzmem w wydaniu socjalistycznym – od spraw wielkich po drobiazgi. To nie kapitalista i nie zysk decydują o tym, czy wybudować elektrownię wiatrową, wodną, węglową czy atomową, lecz urzędnik. To nie właściciel nowo narodzonych sznaucerków decyduje, czy wolno obciąć im ogony, tylko politycy i urzędnicy. (Nie wiecie Państwo, że Unia Europejska zakazała obcinania psom ogonów? No, to już wiecie!).
Autorka zauważa – słusznie – że w III RP w miejsce „chłopa i robotnika" wstawiono na piedestał „producenta i handlowca". Niesłusznie natomiast przypisuje mi aprobatę dla tej przemiany. Ja bowiem uważam, że wszyscy ludzie pracy (zarówno kapitaliści, jak i pracobiorcy!) mają być gnębieni i wyzyskiwani, mają być niepewni dnia ani godziny, mają bać się bankructwa i wywalenia z roboty – po to, by ludzie konsumpcji (w większości zresztą ci sami, tylko po pracy!) mieli pewność, że zawsze nabędą dobre i tanie towary.