Zemsta nieletnich
To zauważył już Kapuściński: emigranci z krajów biedniejszych ledwo przemycą się na bogaty Zachód, od razu wsiąkają bez śladu.
Alicia Giménez-Bartlett
Puste gniazdo
Nor Sur Blanc
Nie domagają się praw, nie tworzą partii politycznych, nie organizują się w stowarzyszenia. Harują od świtu w „sweatshopach" (od „sweat", znaczy „pot"), a po godzinach udają, że ich nie ma. Bo z tyłu głowy mają grozę jeszcze większą niż ta, co im się trafiła – grozę życia w „starym kraju". Czasem prowadzi ich to ku skrajnej deprawacji: handlują organami, przemycają prochy albo sprzedają własne dzieci do filmów porno. Policja bierze się za takie sprawy niechętnie, bo rzecz toczy się w getcie, a tam przeniknąć bardzo trudno. I to jest właśnie przypadek, który wzięła na warsztat hiszpańska autorka, biegła w obyczajówce i kryminale – w Polsce od lat dziesięciu. Już kiedy piszący niniejsze, dekadę temu, prowadził z panią Alicią spotkanie na Targach Książki w Pałacu Kultury, autorka nie mogła się nadziwić, co to takiego – wiadomo było, że nie zostawi polskiego czytelnika obojętnym. Publiczność była natarczywa. Chciała wiedzieć, jaką cenę płacą względnie bogate kraje Zachodu za powszedni luksus. Dyskryminacja związków zawodowych? Wysysanie ludzi z wszelkich zasobów w korporacjach? Drugi obieg gospodarczy? Wreszcie – bezwzględny drenaż imigrantów? Alicia Giménez-Bartlett nie broniła ani własnego kraju, ani Zachodu jako takiego. Obiecała, że wszystko opisze.
I oto. Pani inspektor dokonywała obrzędu: zakupy w galerii handlowej.
I zadziało się w trakcie, że weszła do ubikacji. Oczywiście komunałka, z prześwitem u góry i u dołu. Torebkę odwiesiła na haku na drzwiach i ani się spostrzegła, jak dziecięca rączka płynnym ruchem zgarnęła tę torebkę i zniknęła. Torebka szybko się znalazła – portmonetka, telefon i karty jak były, tak są. Ale brakuje glocka. Jak można dać sobie ukraść broń służbową? W dodatku złodziejem jest dziewczynka, lat najwyżej dziesięć. I tu konieczne dopełnienie. To, owszem, dziewczynka, ale to, co ona dźwiga na plecach jako bagaż życiowy, to jest o wiele za dużo jak na dziecko. Co więc robi dziewczynka – poniewierana, użyczana, sprzedawana? Uodparnia się. Staje się równie zła jak jej otoczenie. Dziecko, które posługuje się mordem tak naturalnie jak widelcem. To jedno odkrycie. Ale w finale czai się następne. Pewne grono Hiszpanów – zgoda: nieudacznych, przegranych – chwyta w lot, że może sobie poprawić pozycję, wykorzystując te imigracyjne „ludzkie odpady", które wszak nie pójdą na skargę. I tu pani Alicia jest stanowcza – niech będą przeklęci!