Dy jak... dylematy
Kiedyś chodziło się „na jazz”, teraz chodzi się „na Dyjaka”!
Teraz. Dopiero, nareszcie czy taki moment? Wszystko razem. Marek Dyjak. Z wykształcenia hydraulik, z pasji wędkarz, z miłości – jest (jak to śpiewał Józek Skrzek), z życia – kiedyś wyjęty (na własną prośbę), ale szczęśliwie doń przywrócony. Bo wieszał. Się. Ma dziś „te swoje... 70 minut". Tyle trwał znakomity kwietniowy koncert (koncerty, bo oba sprzedały się na pniu) w Och-Teatrze, promujący wydaną niedawno płytę „Kobiety". Niektórzy szybko ochrzcili Dyjaka polskim Tomem Waitsem. Zdecydowanie na wyrost, chrypliwość głosu i interpretacji to odrobinę za mało. Jeśli jednak już koniecznie musimy tak chrzcić, to chyba bliżej mu do maniery naszego Przemysława Gintrowskiego, co pokazuje wykonanie „Piosenki w samą porę" Jana Kondraka z wydanej przed dwoma laty płyty „Moje Fado".
Marek Dyjak
Moje
Fado Agora
Skąd ta nagła moda na Dyjaka? Nagła, bo przecież występuje od wielu lat, wygrał Festiwal Piosenki Studenckiej w Krakowie, Famę, a wcześniej wydał aż osiem płyt. Przypomnę ich tytuły, po pierwsze, z dziennikarskiego obowiązku, po drugie, by udowodnić innym (i sobie też!), jak często nie zauważamy tego, co tuż obok dobre i wartościowe, dopóki ktoś nam tego wreszcie nie pokaże (Oj, media, media! Ale dlaczego dopiero dziś?). Te poprzednie płyty to: „Sznyty" (1997), „Dyjak od wschodu" (1998), „W samą porę" (2001), „Ostatnia" (2004, reedycja 2008), „Jeszcze raz" (2009), „Teraz" (2010), „Publicznie" (koncertowa z 2011 r.) i „Moje Fado" (2011).
Ot, twórca? Jednak... odtwórca, choć interpretacje bez zarzutu. Zespół akompaniujący, który trudno traktować osobno, bo współtworzy to dziełko, znakomity. I to, co szczególnie u Marka Dyjaka imponuje – wybór i dobór piosenek. Od lat znam środowisko śpiewających autorów i wiem, co w tej trawie piszczało, ale mało kto spośród nieautorów potrafi ostatnimi czasy z takim smakiem wyszukiwać perły. Dyjak potrafi. „Durna miłość" Piotra Bukartyka, niespodziewanie wykrzyczane (!) „Jednym szeptem" Mirka Czyżykiewicza czy „Nie będziesz" Tomka Wachnowskiego, z refrenem, który mówi więcej o Dyjaku niż niejeden wywiad:
Marek Dyjak
Kobiety
Kajax/Agora
„Nie będziesz tam jakimś poetą/tylko najgorszym na świecie/nie będziesz ty wódek smakoszem, tylko zapity na śmierć". Inne mówią nie mniej: „Czasem umieram zupełnie i już/szczególnie kiedy niedziela/listonosz wódkę niesie mi do ust/pisz do mnie, tylko się do mnie nie wybieraj" („Dziwna okolica" Ewy Andrzejewskiej), „masz do skrzydeł/przywiązaną złotą rybę/jeśli ty odfruniesz/serce jej przestanie bić/Słuchaj, ptaku/w klatce nie jest ci najgorzej/źle jest wtedy/kiedy nie chce się już żyć" („Człowiek (Złota ryba)", tekst Jacka Bielińskiego do muzyki Dyjaka) czy... „pozwól odejść już/że nie całkiem zechciej wierzyć/pozwól odejść już/najlepszemu z twych żołnierzy" (ze wspomnianej wcześniej „Piosenki w samą porę"). Nie bez powodu wybrałem jedynie piosenki z poprzedniej płyty. To takie „The Best of", więc nic dziwnego, że „Kobiety" (wybaczcie, kobiety!) wyraźnie jej ustępują. No i o ile koncert pozwala na słowne dodatki, o tyle tu wplecione w piosenki opowieści z Dyjakowego życia wzięte przy kolejnym przesłuchaniu jednak zaczynają nużyć. Może dlatego, że... słuchałem tej płyty zbyt wiele razy?