Religia to nie „bajki”
Od lewego: Piotr Ikonowicz
Biedni za pośrednictwem mediów żyją życiem bogatych. O życiu biednych są informowani w kontekście pijanych matek, które nie dopilnowały potomstwa, bezdomnych, którzy zaprószyli ogień, czy chorych dzieci, na których operacje musimy dawać grosik, bo państwo ma to gdzieś. Z kolei politycy otaczają się biznesmenami i starają się naśladować ich styl życia i konsumpcji. W świecie, w którym jedyną skalą wartości są pieniądze, mierzyć wysoko to znaczy kupować drogie zegarki. A młodzi na śmieciowych umowach mają wedle słów naczelnej „Przekroju" zaciskać zęby, zaciskać pasa i mierzyć do gwiazd.
W tej atmosferze polityka to też seria zdarzeń z życia gwiazd, czyli celebrytów. Nikt już nawet nie pyta w wywiadach, o co polityk zabiega, poza oczywistą reelekcją, która zapewnia samo pojawianie się w mediach, lecz kto kogo lubi lub nie lubi i czy jeszcze będą się razem bawić, czy też sytuacja już dojrzała do zmiany piaskownicy. Gorący temat na tzw. lewicy to pytanie, czy Kwaśniewski wystartuje w europejskich wyborach, chociaż nikt nie wie i nie próbuje się dowiedzieć po co. Profesor Czapiński, obiektywny naukowiec, radzi Klubowi PO, jak nie dopuścić do niskiej frekwencji, która dałaby władzę PiS i dokooptowanie SLD do koalicji. Miller jest gotów do rozmów z PO, żeby nie dopuścić do władzy IV RP, ale po wyborach, bo wie, że wtedy na pewno będzie wicepremierem. Jednak będzie się mocno targować, bo różnice programowe między nim a Tuskiem są „spore". Choć gołym okiem widać, że większe niż z PiS, który konkuruje skutecznie z SLD o socjalny elektorat, pęczniejący w miarę narastania kryzysu i poszerzania się sfery ubóstwa oraz ubóstwa bezwzględnego. Bardziej oczywista, gdyby chodziło o dobro „zwykłych ludzi", byłaby więc koalicja PiS–SLD, ale różni ich ideologia, bo dla obu stronnictw ideologia nie wiąże się z podziałem dochodu narodowego, tylko z seksem i religią. Zresztą nie chodzi o dobro ludzi na głodowych pensjach, tonących w długach i trzęsących się ze strachu przed zwolnieniem. Chodzi o władzę.
Do prawego: Janusz Korwin-Mikke
Andrzej Rozenek (Ruch Palikota) oświadczył w TVN 24, że „Nauczanie religii jest szkodliwe dla dzieci, nie można ich indoktrynować i wypaczać charakteru od małego". Dodał też (zwracam uwagę na formę gramatyczną!): „Nie możemy wkładać dzieciom do głowy bajek". Otóż do tej pory to rodzice zawsze decydowali o tym, jakie bajki opowiada się ich dzieciom. Jeśli więc pan Poseł uważa religię za „bajki", to niech się nie wtrąca do tego, jakie „bajki" ci rodzice opowiadają – albo sami, albo za pośrednictwem wynajętych przez siebie ludzi zwanych „nauczycielami". A sam niech zajmie się swoimi dziećmi!
To rodzice powinni decydować o tym, czego się uczą dzieci w szkołach – a nie Senatorowie i Posłowie! A jeśli ktoś uważa, że powinien to robić minister, bo minister bardzo kocha wszystkie dzieci – to ja oświadczam, że ten, kto kocha moje dzieci bardziej niż ja, nazywa się „pedofil" – i nie mam zamiaru dopuścić, by pedofile, socjaliści czy inni zboczeńcy decydowali o programach szkolnych! Co do szkodliwości nauczania religii. Jedno takie dziecko, wcale zdolne, posłano do szkoły, uczono religii – i tak mu wypaczono charakter, że został księdzem. Nawet kanonikiem. Drugiemu dziecku, też zdolnemu, zwichnięto życie do tego stopnia, że został mnichem. A trzeci znowu całe życie dopominał się o religijne wychowanie swoich dzieci – anglikańskie wychowanie zresztą. Straszne, co z tymi dziećmi zrobiono. Ciemnota i zacofanie... Ten pierwszy nazywał się Mikołaj Kopernik, ten drugi Grzegorz Mendel, twórca nowoczesnej genetyki. Ten trzeci znów to Karol Darwin.
Istotnie: niektórym dzieciom religia zaszkodziła. Np. pewnemu dziecku rabina. Wpajane mu w dzieciństwie nauki talmudyczne spowodowały, że dziecko to zaczęło ni z tego, ni z owego budować socjalizm. Był to Karolek Marks.