Z siekierą na Wawel
Wawel jest mój – zeznał mężczyzna, który siekierą sterroryzował turystów
Do dramatycznych wydarzeń doszło na początku maja. Po godz. 8.30 na plac przed katedrą wawelską po schodach przeznaczonych dla turystów wjechał seat ibiza. Przejechał najpierw przez bramę Herbową, a potem przez węższą bramę na dziedziniec przy katedrze. Kierowca wysiadł i zaczął wygrażać siekierą turystom idącym alejką. Przewodnik grupy, ksiądz, próbował uspokoić napastnika, co tylko dodatkowo go rozsierdziło. W strachu przed atakiem turyści zaczęli uciekać. Na pomoc ruszyła straż zamkowa. Kiedy agresor zobaczył funkcjonariuszy, wsiadł do samochodu i próbował ich potrącić.
Jeden z nich oddał strzał ostrzegawczy ze służbowej broni, ale kierowca seata nie reagował. Krążył autem po zamkowym dziedzińcu. Strażnik strzelił w oponę samochodu, ale nawet kiedy trafił, kierowca nie wysiadł z auta. Wyciągnęli go stamtąd dopiero policjanci. Mundurowi obezwładnili 48-letniego Grzegorza Ś., mieszkańca Krakowa. Akcję zatrzymania turyści nagrali komórkami. Potem ich filmy były wielokrotnie pokazywane przez telewizje. Na szczęście w ataku 48-latka nikt nie ucierpiał.
W tym samym czasie na Wzgórzu Wawelskim trwały przygotowania do obchodów święta św. Stanisława ze Szczepanowa, patrona Polski. W katedrze mszę odprawiał kardynał Stanisław Dziwisz. Wierni w kościele nawet się nie zorientowali, że w pobliżu doszło do takiego incydentu.
Zatrzymany Grzegorz Ś. trafił na komisariat. – Wawel jest mój. Chciałem tylko przepędzić z niego obcych – tłumaczył policjantom.
Napastnik, który zaatakował turystów i straż wawelską, trafił na dwa miesiące do aresztu
Grzegorz Ś. usłyszał zarzuty narażenia strażników i turystów na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia oraz zmuszenia ochrony zamku do zaniechania czynności służbowych. – Nie przyznał się do winy. Według niego całe zdarzenie miało zupełnie inny przebieg. To on był ofiarą, którą chcieli zastrzelić strażnicy – mówi Bogusława Marcinkowska, rzecznik krakowskiej prokuratury. Dodaje, że ksiądz, który próbował uspokoić napastnika, nie złożył wniosku o jego ściganie. Zrobili to strażnicy i część turystów. Na wniosek prokuratury krakowski sąd aresztował Grzegorza Ś. na dwa miesiące. Śledczy chcieli, by mężczyzna spędził za kratami trzy miesiące. – Nie jest wykluczone, że będziemy wnioskować o badanie podejrzanego. Na tym etapie trudno powiedzieć. To dopiero początek śledztwa – mówi prokurator Marcinkowska.
Z bronami na prokuraturę
Według policji Grzegorz Ś. nie był dotychczas karany ani notowany. Pochodzi z Krakowa. Nie pierwszy raz jest o nim głośno. 14 lat temu kupił teren po kopalni iłów Słupia Pacanowska z cegielnią pod Pacanowem i rozpoczął produkcję cegieł. Chciał zasypać wyrobisko popiołami z elektrowni w Połańcu. Ale mieszkańcy przez dwa miesiące blokowali mu drogę dojazdową do cegielni, bo obawiali się, że popiół skazi teren. Urzędnicy wycofali zgodę na rekultywację terenu popiołem. Po kilku latach odwołań Grzegorz Ś. wygrał sprawę w sądzie. W 2003 r. ktoś podpalił cegielnię. Straty sięgały 350 tys. zł, a ubezpieczenie ich nie pokryło. Mężczyzna nie odbudował cegielni i musiał zwolnić kilkudziesięciu pracowników. Śledczy w 2007 r. uznali, że przy blokadzie drogi nie złamano prawa. Zdesperowany Grzegorz Ś. próbował bronami zablokować prokuraturę w Busku-Zdroju, a przed siedzibą firmy ubezpieczeniowej protestował ze swoim koniem. – Nie mam z czego żyć – tłumaczył. W 2006 r. mężczyzna kandydował bez powodzenia na wójta gminy Wielka Wieś pod Krakowem. Jak ujawnił portal niezalezna.pl, Grzegorz Ś. w przeszłości należał do Platformy Obywatelskiej. Do partii zapisał się 15 lutego 2006 r. Był jej członkiem do połowy 2007 r. Przestał się udzielać w partii, gdy rozwiązano jego koło. Ponownie złożył deklarację członkowską 15 września 2009 r. Został usunięty z partii dwa miesiące temu, w marcu 2013 r. – Po weryfikacji okazało się, że nie płacił składek. Został usunięty z powodu małej aktywności – tłumaczyła Katarzyna Pabian, rzecznik prasowy Zarządu Regionu Małopolskiego PO.