Koń, jaki jest, każdy widzi
Wywiad z posłem Adamem Hofmanem, rzecznikiem prasowym Prawa i Sprawiedliwości
Panie pośle, Jarosław Kaczyński nie ma chyba szczęścia do ludzi.
Tego szczęścia nie ma raczej poseł Zbigniew Ziobro, bo mecenas Rogalski to człowiek z jego pociągu, a dokładniej z jego przedziału. Najwyraźniej znaleźli się w nim ludzie bardzo podatni na różnego rodzaju praktyki. Także te, które stosuje obóz rządzący, czyli zastraszanie lub kupowanie. Stąd takie wolty.
Zastraszanie?
A czym są opowieści o tym, że PiS ma kłopoty ze skompletowaniem listy do Parlamentu Europejskiego? Dawny straszak nie działa, to trzeba szukać nowych. Natomiast prawda jest taka, że funkcjonowanie po naszej stronie wymaga charakteru i odwagi. Dziś istnieje w Polsce ogromna nierównowaga. Doskonale widać ją w mediach. Jest ona na korzyść tego obozu, który dziś rządzi, a który budował III RP. Natomiast ci, którzy ten sposób budowy negowali, czyli ludzie związani z Jarosławem Kaczyńskim i świętej pamięci prezydentem Lechem Kaczyńskim, są pod nieustannym ostrzałem. Wyszydza się ich i marginalizuje. Robi się z nich „przeszkody" w transformacji, a że najlepszą obroną jest atak, gdy nie ma argumentów obrony, trzeba ostrzał nasilić. Nie wszyscy dobrze to znoszą i odchodzą.
Polska wieś ceni sobie wiarygodność. Od szczerzenia zębów do elektoratu wiejskiego nikt nie staje się politykiem ludowym
Dziś nikt nie pyta, kto przyprowadził mecenasa Rogalskiego, tylko kto mu płacił.
A kto te pytanie stawia? Ci, którym zależy na wyjaśnieniu katastrofy smoleńskiej? Ci, którzy chcą zdemaskować bylejakość państwa? Ci, którzy chcą chronić przed nim obywateli? Nie. Te pytania stawiają ci, którzy chcą przykryć to wszystko, co zobaczyliśmy po 10 kwietnia 2010 r. To przerażające, że tak duża część elit politycznych nie widziała problemu w tym, że zmarłym w katastrofie i ich rodzinom wielokrotnie odbierano i nadal odbiera się godność. Widzi go natomiast w tym, że PiS podjęło starania, by wyjaśnić jedną z największych polskich tragedii. Trzeba zresztą czymś przykryć „aferę zegarkową" i korzystne dla nas sondaże.
Ojciec jednej ze stewardes zadał 10 pytań w sprawie przyczyn katastrofy. Już wiadomo, że zespół rządowy i zespół Macierewicza odpowiadają na nie oddzielnie. Nigdzie nie widać woli współpracy.
Słyszała pani, by ktoś z zespołu Macierewicza kwestionował te pytania? Bo ja nie. Słyszałem natomiast wątpliwości zgłaszane przez ludzi pana Laska. Od razu pojawiły się zastrzeżenia, że pytania się powtarzają, że znamy odpowiedzi. Otóż nie znamy odpowiedzi, a jeśli pytania się powtarzają, to znaczy, że poruszane w nich problemy są ważne i nierozstrzygnięte.
Jak dużym problemem jest dziś dla PiS Antoni Macierewicz?
Poseł Antoni Macierewicz nie jest problemem dla PiS, tylko dla sporej części tak zwanych elit III RP. To są ludzie, którzy obawiają się ujawnienia własnych życiorysów. Skąd wzięła się obrona generała Jaruzelskiego, Kiszczaka czy Urbana, jeśli nie z lęku przed zdemaskowaniem ich własnej przeszłości? Niejednokrotnie słyszeliśmy z ust bonzów PRL: jeśli powiemy to, co wiemy, to z wielu głów pospadają aureole. Te aureole chciał zrzucić właśnie poseł Macierewicz poprzez proces lustracji czy likwidacji WSI. To się jeszcze niestety nie udało, ale próba została przez niego podjęta. A dziś jest podjęta próba wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej, co nie jest na rękę ani naszej władzy, ani Rosji.
Miałam na myśli te słowa Macierewicza, od których odcinają się nawet niektórzy posłowie PiS. Dlatego spytam wprost: czy na dywanik pana prezesa, zamiast posła Girzyńskiego, nie powinien trafić poseł Macierewicz?
Zostawmy dywany, skupmy się na meritum. Kierowany przez posła Macierewicza zespół parlamentarny swoim działaniem powoduje, że śledztwo posuwa się do przodu. Co więcej, wokół przedstawionych ustaleń tworzy się wspólnota ludzi, która żąda reakcji na wskazywane dowody. Żąda prawdy. Niczego więcej. Wszelkie próby, o których pani mówi, tę wspólnotę rujnują. Nikt po naszej stronie nie powinien tego robić. Gdyby w Polsce istniał normalny system medialny, to ci, którzy powtarzają kłamstwa Anodiny, dawno byliby już skompromitowani. Niestety, tylko niektórzy dziennikarze zdają ten egzamin. Czasem ponoszą za to konsekwencję. Tu nie można nie wspomnieć o sprawie „Rzeczpospolitej" i „Uważam Rze".