Bufetowa na wylocie
Warszawscy samorządowcy chcą referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz ze stanowiska prezydenta Warszawy. Do głosowania dojdzie jesienią, a szanse na sukces są spore
Na wieść o próbach odwołania prezydent Warszawy w ratuszu doszło do narady sztabu kryzysowego. – Czy to się może im udać? – pytała wyraźnie zdenerwowana Hanna Gronkiewicz-Waltz. Doświadczeni spece od kampanii wyborczych, którzy w 2010 r. zapewnili jej reelekcję już w pierwszej turze, ze smutkiem przyznali, że jeżeli dojdzie do referendum, to zapewne zostanie ono przegrane. Jak ustaliliśmy, wniosek o zbiórkę podpisów (potrzeba ich 130 tys.) zostanie złożony 23 maja.
Od królowej do carycy
Sondażowe rozmowy między lokalnymi komitetami samorządowymi i partiami opozycyjnymi trwają już od kilku miesięcy. Warszawska Wspólnota Samorządowa (WWS – zrzesza stowarzyszenia lokalne, które mają ponad 50 radnych dzielnicowych i współrządzą czterema stołecznymi dzielnicami) w marcu ogłosiła wyniki sondażu, który został przeprowadzony w sprawie poparcia dla odwołania prezydent Warszawy. Wynikało z niego, że aż 57 proc. warszawiaków chce odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz. I nic dziwnego, ponieważ bilans siedmiu lat rządów HGW w stolicy wypada źle.
– W odróżnieniu od swoich poprzedników pani Gronkiewicz-Waltz nie ma wizji rozwoju miasta, zarządza nim od niechcenia, nie licząc się z ludźmi – twierdzi Maciej Białecki z WWS Bemowo.
I podaje przykłady: plac Defilad, na którym nic się nie zmieniło od lat, plac Piłsudskiego. – Nie wybudowano dwóch czy trzech obiecanych wcześniej mostów, obwodnicy – wylicza Białecki. Najważniejsze dla Warszawy inwestycje notują wieloletnie opóźnienia. Mało kto dziś pamięta, że centralny odcinek drugiej linii metra miał być gotowy na Euro 2012. Opóźnienie w stosunku do pierwszych planów wynosi nie rok, jak podaje obecnie ratusz, ale dwa lata.
W 2006 r. dla ratusza pracowało 5,7 tys. urzędników, a dziś ponad 7,7 tys. A do tego trzeba jeszcze doliczyć wzrost zatrudnienia w spółkach kontrolowanych przez miasto. Oczywiście posady te rozdawane są w większości z klucza partyjno-towarzyskiego. Koszty rozbuchanej administracji to już ponad 910 mln zł rocznie. HGW co roku wydaje ogromne pieniądze na nagrody dla swojego urzędniczego dworu. W 2012 r. było to 43 mln zł, a od początku kadencji – ok. 300 mln zł. Setki tysięcy złotych rocznie trafia do kancelarii prawnych pod pretekstem tworzenia rozmaitych opinii, chociaż Warszawa zatrudnia około 200 prawników. Wątpliwości budzą też stołeczne inwestycje, które mają jedną wspólną cechę: należą do najkosztowniejszych na świecie. Na przykład oddana w tym roku oczyszczalnia ścieków Czajka jest jedną z najdroższych na świecie. W 2007 r. wybrano ofertę kosztującą 564 mln euro – o 265 mln euro droższą niż najtańsza oferta, rzekomo nie do zaakceptowania z uwagi na błędy proceduralne. Zwycięska oferta przekraczała o 244 mln euro szacunkowy koszt budowy, który wynikał z analiz przeprowadzonych przez niezależnych ekspertów na zlecenie wodociągów. Podobnie było z inwestycjami na Euro 2012.
Nic więc dziwnego, że o ile w pierwszych latach urzędowania HGW nazywano królową, o tyle obecnie coraz częściej mówią o niej „caryca".
Czas rozczarowań
Wielkim sukcesem prezydent miało być Euro 2012. Z obiecywanych 11 wielkich inwestycji zrealizowano zaledwie trzy. A po Euro zaczęły wychodzić błędy i zaniedbania. Rządzenie za pomocą chwytów z podręcznika public relations przestało już wystarczać. Doprowadzono je zresztą do granic śmieszności. Przykładem może być choćby historia dwukrotnego otwierania superdrogiej warszawskiej oczyszczalni Czajka, którą Hanna Gronkiewicz-Waltz z pompą otwierała w listopadzie 2012 r., by w marcu 2013 r. powtórzyć imprezę, tym razem w obecności premiera Donalda Tuska.
Odwołanie prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz byłoby początkiem końca Platformy Obywatelskiej
Od zeszłego roku HGW ma złą passę. Zaczęło się od spadku liczby ludności. W 2011 r. po raz pierwszy od kilkunastu lat liczba mieszkańców stolicy spadła do 1,7 mln (z 1,7203 mln w 2010 r.) – i to w latach wyżu demograficznego. Ludziom wcale nie żyje się dobrze, a decyzje władz miasta są antyrozwojowe. Oszczędności na oświacie w 2012 r. wzburzyły warszawiaków. Skala podwyżek opłat w żłobkach i przedszkolach była szokiem. Do tego doszły zarzuty dotyczące gigantycznych podwyżek cen biletów w ciągu dwóch lat – o 71 proc. Początkowo tłumaczono to tym, że dawno nie było podwyżek i miasto za dużo dopłaca do komunikacji. Wzrost cen biletów ratusz „zrekompensował" mieszkańcom cięciami w komunikacji. Warszawiacy przeżyli już zamach na nocne kursy metra (co dla restauracji i klubów byłoby katastrofalne), zapowiedziano likwidację części linii autobusowych i skrócenie innych, są problemy z koleją podmiejską.