Fotografuję głową
Wywiad z Jackiem Boneckim, wybitnym fotografem, autorem wydanej niedawno książki „Fotograf w podróży”
Pana książka ma uczyć Polaków, jak robić dobre wakacyjne zdjęcia?
Nie tylko. Książka poświęcona jest fotografii uniwersalnej w podróży. Jest witryną idei, która mi przyświeca. Aparat fotograficzny jest dla mnie pretekstem, żeby wyjść z domu, a fotografia sposobem na życie, podróżowanie po świecie i poznawanie ludzi. To realizowanie pasji i samego siebie. Jestem osobą wielofunkcyjną, bo zanim zdecydowałem się poświęcić fotografii, byłem operatorem filmowym, dziennikarzem muzycznym, motoryzacyjnym, producentem telewizyjnym i stwierdziłem, że jedyna rzecz, która daje mi najwięcej radości, to podróżowanie z aparatem i zrobienie z tego sposobu na życie.
W książce rozprawia się pan z mitami na temat fotografii, na przykład o konieczności specjalizacji.
Uważam, że nie należy się zamykać w jednej dziedzinie fotografii, jakakolwiek by ona była. Są tacy, którzy twierdzą, że tylko wąska specjalizacja pozwala osiągnąć doskonałość. Ja uważam, że style i tematy fotograficzne wzajemnie się uzupełniają i przeplatają. Jeśli robimy portrety, to robimy je na tle. Nie zawsze w studiu, na tle czarnym lub białym, ale też w plenerze, kiedy za osobą fotografowaną jest pejzaż. A nieumiejętność fotografowania pejzaży skutkuje tym, że możemy zrobić zdjęcie usadzone w pejzażu dużo lepiej. Nagle okazuje się, że tło jest zrobione bez sensu, bo całe życie skupialiśmy się tylko na portretach.
Pisze pan także, że profesjonalny fotograf może korzystać z trybu automatycznego i nie czyni go to gorszym.
Od początku fotografia dąży do uproszczeń. Robienie zdjęć w trybie automatycznym nie świadczy o braku umiejętności
Odkąd fotografia cyfrowa zawędrowała pod strzechy, ścierają się dwa nurty fotografowania – faktyczny i wizerunkowy, nie chcę użyć słowa szpanerski. Jedni snobują się na bycie fotografami, inni fotografami po prostu są. Jedni się nimi czują, bo kupili najnowszy i najdroższy sprzęt, inni dlatego, że jeżdżą po świecie i robią zdjęcia. W powszechnej opinii profesjonalista sam wyznacza sobie parametry techniczne, a tryb automatyczny zarezerwowany jest dla tych, którzy mają mgliste pojęcie o fotografii. Ja zawsze fotografuję w trybie automatycznym, ewentualnie w półautomatycznym. Korzystam z funkcji automatycznych, bo one sprawiają, że mogę skupić się na tym, by zdjęcie było najbardziej udane. Nie marnuję czasu na dywagacje, czy wybrałem odpowiednią czułość, czas otwarcia migawki i przysłonę. Minimalizuję ryzyko zrobienia nieudanego zdjęcia. Ktoś mógłby zapytać: skoro aparat sam robi zdjęcie, to po co fotograf? Ale jeśli założymy, że fotografia jest sztuką patrzenia i rejestrowania obrazu, dojdziemy do wniosku, że fotograf odpowiedzialny jest za znalezienie tematu, umiejętne kadrowanie i w końcu wyzwolenie migawki, wie, w którym momencie nacisnąć przycisk. I że to głowa robi zdjęcia, nie aparat.
Tymczasem rozmowy fotograficznych hobbystów są jak żywcem wyjęte z „Młodego Technika" – parametry, przesłony, czasy...
Miłośnicy takich dyskusji prześcigają się w tezach na temat jedynej słusznej drogi fotografowania – zdjęcia muszą być robione „na manualu", obiektyw jak najbardziej jasny, czyli drogi, muszą też być stałe ogniskowe po to, żeby uzyskać mityczne efekty na zdjęciach w postaci nie wiadomo jak rozmytego tła. Są zawodowcy i ci, którzy chcą się wyróżnić, niekoniecznie jakością zdjęć, ale tym, jak te zdjęcia robią albo jakim sprzętem. A prawda jest taka, że konstruktorzy aparatów zawsze dążyli do tego, by uprościć fotografię i skierować ją w stronę mas. Odkąd Eastman wprowadził materiały fotograficzne zwojowe, fotografia dąży do tego, by trafić pod strzechy, by każdy, kto ma aparat, mógł przyłożyć go do oka i zrobić zdjęcie. Zresztą definicją fotografii jest sztuka patrzenia, a nie rejestrowania obrazu za pomocą narzędzia, jakim jest aparat. Istotą nie jest to, czym fotografujemy, ale co, nie to jak, ale to, w którym momencie naciskamy migawkę, zatrzymujemy czas. Jesteśmy rozliczani z efektu, z emocji, jakie budzi fotografia. Z reguły kiedy pokazujemy zdjęcia, nie tłumaczymy się, jakim wykonaliśmy je aparatem, nikogo to nie interesuje.