Atomowy KalininGrad
Każdy myślący Polak wie, że Aleksander Grad i jego koledzy ze spółki PGE Energia Jądrowa nie wybudują żadnej elektrowni atomowej.
Po pierwsze, nie po to Rosjanie kończą budowę potężnej elektrowni atomowej w Kaliningradzie, aby ktoś budował im pod nosem drugą. Po drugie, skoro Niemcy zamierzają zrezygnować z atomu, to nie zgodzą się, aby jacyś partacze, którzy nie potrafią nawet wylać betonu na płytę lotniska, majstrowali elektrownię jądrową 350 km od Berlina. Grad będzie przejadał bezczynnie nasze pieniądze, dopóki nie zostanie załatwiony most energetyczny pomiędzy Kaliningradem i Polską. Nastąpi to wtedy, gdy możliwości polskiej energetyki staną się niewystarczające, prawdopodobnie po jednym z dwóch wydarzeń: (a) planowana rozbudowa mocy nie dojdzie do skutku lub (b) nieszczęśliwy wypadek wyeliminuje część istniejącej mocy. Rok temu wybuch i pożar unieruchomiły dwa bloki Elektrowni Turów, należącej do PGE. Tymczasem PGE będzie dalej promowała nieistniejący atom w trójmiejskim mateczniku Platformy, łożąc ciężkie miliony na drużynę Atom Trefl i na pusty stadion po Euro 2012. Handel rosyjskimi paliwami na północy Polski rozkwitł po otwarciu przez Sikorskiego granicy z Rosją. Prezes gdańskiego Lotosu już opłakuje w mediach straty finansowe. To tylko początek. Potom prijdiot atom.