Ciao, Polonia!
Sebastian Moraś odkrył przed Polakami świeży włoski makaron, pasta fresca. Teraz musi powiększyć fabrykę, bo nie nadąża z produkcją
O tych wgłębieniach, ich milimetrowych wymiarach i technologii Sebastian Moraś mógłby opowiadać godzinami. Taki makaroniarz (tak nazywają go koledzy), a nie przypuszczał, że za pastą może stać wielka nauka, że „makaronologia" może być tak rozwinięta. Nawet nie próbuje opowiadać o teorii wgłębień. Za dużo w tym fizyki, tak jak w technologii produkcji za dużo chemii. Z tego wszystkiego najbardziej zrozumiała jest opowieść o opakowaniach, których szukał całymi miesiącami. Specjalny sposób zamykania powoduje, że trzymana w lodówce pasta utrzymuje świeżość przez 60 dni – pod folią jest jak w atmosferze – 70 proc. azotu i 30 proc. dwutlenku węgla. Bez tlenu, dzięki czemu makaron się nie psuje.
Makaron pomarańczowy
Trochę mniej symboli i wzorów jest w tworzeniu nowych smaków. Tutaj wiele wciąż robi się na czuja, choć proporcje muszą być dobrane z dokładnością wręcz aptekarską. Ale pierwsza faza – pomysłu, w którym do makaronu dodaje się sok i skórkę z pomarańczy, oliwkę, rukolę, pomidora – ma w sobie coś z czarów. Na początku makarony Ciao Bella były białe. No, może żółte, i to w co najmniej kilku odcieniach żółci – poligraficzne oko Morasia rozróżnia bez pudła. Dopiero potem pojawiły się pomarańczowe od pomidorów, zielonkawe od rukoli i oliwki, brązowe od czekolady. Klienci polubili je od razu. – Jak to z czym zjeść makaron czekoladowy? – dziwi się Moraś. – No choćby z truskawkami i śmietaną albo z cienko pokrojoną jagnięciną. W ostateczności z kurczakiem, chociaż to dla Włochów profanacja. A pomarańczowy? Z kaczką! Przecież znamy kaczkę w pomarańczach. Wszystko to kwestia zmiany sposobu myślenia – warto zacząć myśleć o paście jak o owocu. Owoc z mięsem już tak nie dziwi. Tak jak mięso z czekoladą – wyjaśnia. Niedawno w sklepie widział wódkę ogórkową. Skoro ona się przyjęła, przyjmie się nawet makaron o smaku kiwi.
Zdejmij stolnicę ze strychu
Przyjmuje się tym łatwiej, że makarony Ciao Bella widać przez przezroczyste opakowanie. – Od początku założyłem, że chcę, żeby klient widział, co kupuje. Na półce z pastą w styropianie albo plastikowych pudełkach Ciao Bella będzie się wyróżniać autentycznością – tłumaczy. I wyróżnia. Logo w kolorach włoskiej flagi widoczne jest na cienkim pasku. Trzy czwarte dekoracji stanowi sam makaron, apetycznie zawinięty, wilgotny, smaczny. W przypadku niektórych rodzajów wystarczy zaledwie minuta we wrzątku, żeby wylądował na talerzu. Można go podgrzać w mikrofalówce, dodać do zupy, zestawić z sałatką. Zdrowa alternatywa dla drożdżówek, batoników i hamburgerów. I to za ok. 6 zł.
Dariuszowi Makoszowi, wiceprezesowi Idea Banku, jako udziałowcowi przedsięwzięcia podoba się to, że Sebastian Moraś podchodzi do biznesu z pasją, ale i z rozsądkiem. Widział już wielu przedsiębiorców ze świetnym pomysłem, którzy nie potrafili nawet zacząć. – Pan Moraś od razu zaznaczył, że chce budować markę i nastawia się na wieloletnią pracę w tym kierunku. To nie jest człowiek, który chce wyprodukować makaron i szybko na nim zarobić. Zależy mu na jakości, zadowoleniu klienta, ciągłym rozwoju – podkreśla Dariusz Makosz. Dlatego wyróżnił firmę Food Farm w programie „Duma przedsiębiorcy". Jego uczestnicy, których jest już prawie 100, korzystają z doradztwa pracowników banku, pomocy w negocjacjach i promocji. – Chcemy dawać im narzędzia potrzebne do rozwinięcia firmy, ale też edukować. Wiele osób z doświadczeniem w przedsiębiorczości, na przykład menedżerów z sukcesami w wielkich korporacjach, przekonuje się, że własna firma wymaga wiedzy z różnych dziedzin biznesu. Trzeba znać się na sprzedaży, księgowości, IT. Nie mają jednak gdzie się tego uczyć. Dzięki naszym szkoleniom i wsparciu uzupełniają luki – tłumaczy Dariusz Makosz. Wierzy, że dzięki Dumie Przedsiębiorcy uczestniczy w historii polskiej przedsiębiorczości. – Na naszych oczach powstają podwaliny polskiej przedsiębiorczości. Nie mówię, że pod naszą opieką powstanie polska Coca-Cola, ale tego nie wykluczam. Czuję się trochę jak na początku lat 90., kiedy od zera budowano w Polsce kapitalizm, wszyscy się znali i nawzajem wspierali – wyznaje Dariusz Makosz.