Piąta kolumna na wizji
Niemiecki miniserial „Nasze matki, nasi ojcowie” zostanie pokazany w Jedynce
Po co ten serial? Można przecież pokazać hitlerowskie gadzinówki „Wochenschau" – ideologia taka sama, a o ileż taniej. Żeby to był film kłamliwy wobec Polaków – trudno, przebolelibyśmy. Ale on jest zakłamany od pierwszej do ostatniej sceny. Piramidalnie i bezczelnie. I my te łgarstwa kupujemy za ciężkie, państwowe pieniądze.
Niemcom serial jest bardzo potrzebny. Bo gdy wnuki ich pytają, czy mają na rękach krew 20 mln Europejczyków, mogą spokojnie odpowiedzieć: skąd! To wszystko stało się mimochodem, przez pomyłkę. Nie wierzysz, to obejrzyj sobie serial w telewizji.
Urodzeni mordercy
I żeby nie było, że gadamy na wiatr. Oglądamy go scenka po scence. Najpierw Niemcy. Ojciec ze starej, szacownej rodziny żegna synów wyruszających na front wschodni słowami „Sprawcie, byśmy byli z was dumni. Od tego zależy przyszłość Niemiec". Czy dobrze słyszymy? Ten przykładny Niemiec wysyła własne dzieci po mord i grabież – bo przecież nie po śniegi Stalingradu – i powołuje się na interes Niemiec? Jego Hitler z Goebbelsem nie musieli przekonywać, że Niemcy potrzebują „przestrzeni życiowej" na Wschodzie. Nie. Oni mu tylko przypomnieli to, o czym on wiedział od dawna: że Niemcy są nadludźmi, a Słowianie to podgatunek do posług i stopniowej przeróbki na mydło. Kiedy więc chłopcy w mundurach feldgrau wyruszają na front, sznapsy w każdej knajpie są dla nich za darmo. Panienka z Czerwonego Krzyża nie może się doczekać wyjazdu na front – byle tylko zasłużyć się dla Trzeciej Rzeszy. Chłopcy się martwią, bo kampania rosyjska niedługo się skończy, a oni nie zdążą zabić ani jednego Ruska. Bo na ich widok sołdaty narobią w gacie, a im przyjdzie tylko przesłać do domu pocztówkę z placu Czerwonego. Przy tym na odjezdnym ściskają się na berlińskiej ulicy ze swym przyjacielem, Żydem, który pozdrawia ich gromkim: „Szalom!". W dodatku ten Żyd z niemiecką dziewczyną „są nierozłączni". W sześć lat po ustawach norymberskich nakazujących „zachowanie czystej krwi niemieckiej"! I po najsurowszym zakazie związków z Żydami, czyli „pohańbieniem rasy"! Każde dziecko wie, że takim dziewczętom golono głowy i pędzono po ulicach na pohańbienie z odnośną tabliczką na szyi. A tu – proszę – romans niemiecko-żydowski kwitnie przy aplauzie mundurowego towarzystwa. Na dwa lata, zanim to towarzystwo wymorduje Żydów całej Europy. Widzieliście podobną bezczelność na ekranie?
Na froncie na pytanie, czy są chętni do ataku na Ruskich, unosi się las rąk. Na 500 kilometrów przed Moskwą (jak na rosyjskie odległości to tuż-tuż) chłopcy powtarzają mantrę, że znaleźli się tu, by bronić granic niemieckiej ojczyzny. I cienia refleksji, że coś tu jest nie tak. Od pierwszego dnia nikt nie ma za to oporów, by strzelać do rosyjskich jeńców. Nawet im powieka nie drgnie. A przecież do Rosji przyjechały ledwie 18-letnie dzieciaki – a już urodzeni mordercy. Z tym, że serial nie robi z tego kwestii. Cóż, wojna. Jak trzeba rozstrzelać chłopską rodzinę, to od razu ustawiają się w pluton i naciskają spust. Jeden wieczorem się zająknie, że może to nie byli partyzanci, ale zaraz zmieni temat, bo on chciałby studiować filozofię u profesora Heideggera. No cóż – mówi serial – Niemcom zdarzało się strzelać do jeńców, nawet do cywilów, ale czynili to w stanie wyższej konieczności. Gdy teren był zaminowany, to nie było problemu, żeby go rozminować, pędząc przed sobą okoliczne chłopstwo, które wylatywało w powietrze, oczyszczając drogę. Nic do tych Rusków nie mamy, ale my jesteśmy rasa panów, a oni to mierzwa historii. Jeżeli ktoś z nas ma tu zginąć, to przecież nie my. To chyba oczywiste. A – przykładowo – młody Niemiec wychowany na Goethem i Heinem (choć Żyd) ma strzelić w łeb rosyjskiemu politrukowi. Owszem, strzela, ale wyrzuty sumienia zajmują mu całe dwie minuty. Co na to powiedzieć? W byle polskim miasteczku bliżej obecnej wschodniej granicy mieszkańcy wskażą „obozy jeńców radzieckich", gdzie ci tysiącami padali z głodu, wyjadłszy przedtem trawę do ostatniego źdźbła. Strażnicy też mieli tam zapewne chwile refleksji po suto doprawionej grochówce.