Piąta kolumna na wizji
Niemiecki miniserial „Nasze matki, nasi ojcowie” zostanie pokazany w Jedynce
Szczyt rycerskości
No ale – Żydzi. Byli, a ich nie ma. Ktoś tu musiał posprzątać. Tak się to właśnie w filmie nazywa. Berlin stał się pewnego dnia po prostu „judenfrei" i Niemcy pogodnie przyjęli to do wiadomości. Pewna wychudzona biedaczka, która rozsiadła się w pracowni żydowskiego krawca, cieszy się po prostu, że był, a go nie ma. Tylko – brudas – mógł jeszcze przed wyjazdem posprzątać. Żydów się najzwyczajniej eliminuje. Pielęgniarka z lazaretu odkrywa, że ukraińska lekarka (pomoc medyczna) jest Żydówką, o czym donosi. A kiedy Żydówkę zabierają (domyślamy się dokąd) mówi grzecznie „Entschuldigung" – przepraszam. Tak się mówi, gdy kogoś niechcący potrącimy na ulicy. Bardziej ją obeszło, gdy zabraniano jej w Berlinie słuchać swingu, bo doktor Goebbels orzekł, że to „zdegenerowana, murzyńska muzyka". Młody chłopak w lazarecie żartuje z tąż pielęgniarką, że należy do „kompanii duchów", bo jego kompania „sprawia, że Żydzi znikają". Taki żart.
Ale pojawia się również delikatna kwestia mordowania Żydów. O, przepraszam. Jeżeli już, to tego dzielni niemieccy żołnierze nauczyli się od podludzi. W serialu na przykład od pomocniczej policji ukraińskiej. Kiedy ta tłucze kobiety i dzieci bez miłosierdzia, zanim wywiezie ich do któregoś z Babich Jarów (odpowiednik naszej Treblinki), młodzi Niemcy niemal się wyrywają, by zaprotestować, że „tak przecież nie można". Znamy to: do Żydów strzelały tylko Einsatzgruppen z SS – Wehrmacht zawsze był przeciw. Takie bydle esesmańskie daje dziewczynce cukierka, a zaraz potem strzela jej w głowę. Ale i on okazuje się dżentelmenem – jak obetrze twarz z krwi, to przeprosi pana oficera Wehrmachtu za incydent. Inny wysoki funkcjonariusz SD jest nawet do tego stopnia taktowny, że żydowskiemu kochankowi swojej utrzymanki wyrabia lewe papiery, aby ten mógł uciec. Doprawdy szczyt rycerskości.
Akowskie bydło
No i nasz udział w tej niemieckiej mitologii. Okazuje się, że Niemcy chętnie współpracują z polskimi partyzantami z AK w dziele powstrzymania nawały bolszewickiej. Stawiają tylko jeden warunek – żadnych Żydów. I Polaczki się grzecznie dostosowują. Grzecznie! Partyzancki dowódca taktownie przypomina patrolowi: „Jak się pojawi jakiś Żyd..." – tu zawiesza głos i to jest przetłumaczone na niemiecki w napisach. Kończy, czego napisy już nie tłumaczą: „To tak jak z kotami...". Wiadomo – topi się je hurtem i w najbliższej gliniance. I to jest sedno, jeśli chodzi o wkład polskiego podziemia w „rozwiązywanie kwestii żydowskiej".
Do tego dochodzą jeszcze pikantne obrazki folklorystyczne. Akowcy to z wyglądu i zachowania pazerne zwierzaki. Zdzierają z żydowskich trupów każdy metalowy złom. Szczególnie zajadli są na złote zęby i sztuczne szczęki ze szlachetnych metali. Zegarki – obowiązkowo. A nie gardzą i najmniejszym lepszym ciuchem, o oficerkach nie wspominając. I te tchórzliwe metody. Jak robią zasadzkę na Niemców – co incydentalne – to najpierw chwytają pojedynczego żołnierza, patroszą go jak kuropatwę i to krwawe ścierwo wieszają na przydrożnym drzewie, a sami chowają się po krzakach. Kiedy zdjęci grozą niemieccy towarzysze broni podchodzą do nieszczęśnika, polska partyzantka przypuszcza zdradziecki atak.
Szeregowe chłopstwo – podobnie. Ot, dwoje Żydków zwiało z transportu. Ściągają przy chłopskiej chałupie ciuchy ze sznura, bo sami w obozowych pasiakach. Na to wypada chłop z karabinem i strzela do nich jak do kaczek. Za chwilę strzela też do nich przypadkowo napotkany niemiecki patrol. Niemcy strzelają do Żydów i Polacy strzelają do Żydów – żadnej różnicy. Inny nasz rodak dał im się przespać w stodole, nawet nieco jedzenia, zapewnia, że mogą przenocować. Ale wszystko po to, by zyskać na czasie, bo już biegnie do żandarmerii z donosem.
I po co to wszystko?
Dopowiedzmy to: czy Niemcy nakręcili ten serial po to, by coś z tamtych czasów zrozumieć? Czegoś istotnego dowiedzieć się o sobie? Skąd! Oni szukają łatwego wytłumaczenia na wypadek, gdy wnuczek zapyta: „Dziadku, ty też podpalałeś stodoły z Żydami? Babciu, czy ty tym rzeźnikom podawałaś w lazarecie morfinę, a na froncie zupę z kotła?". Ani słowa nie ma tu o tym, że działaliśmy w złej sprawie, że nas okłamano, że ulegliśmy zbiorowemu obłędowi. O przepraszaniu kogokolwiek – ani dudu. Słyszymy za to deklamacje tych młodocianych bandytów frontowych w rodzaju: „Wojna nas zmieniła", „Teraz nic nie jest już takie jak przedtem", „Wyobrażaliśmy sobie to wszystko inaczej". I podobne dyrdymały. Za to od pierwszej do ostatniej sceny biegnie jedna teza: Niemcy są taką samą ofiarą II wojny jak każdy inny naród. I co na to polski widz? To pewnie wypadałoby niemieckim przyjaciołom współczuć, może nawet przeprosić, może odszkodowania wypłacić?