Podatek od urojenia
Wywiad z prof. Witoldem Modzelewskim z Uniwersytetu Warszawskiego i Instytutu Studiów Podatkowych
Dlaczego Ministerstwo Finansów chce wrócić do odrzuconej już raz przez Trybunał Konstytucyjny klauzuli obejścia prawa podatkowego?
Prawo podatkowe w ciągu ostatnich lat przeżywa okres destrukcji wewnętrznej, który przyjęło się nazywać nowelizacjami optymalizacyjnymi. Zaczęło być prywatyzowane – w UE od 10 lat, a u nas od kilku. Przepisy prawa podatkowego stają się coraz bardziej „przyjazne", a tworzy się je po to, by można było legalizować to, co kiedyś wymagało naruszenia prawa. Jedni określają to jako naturalną ewolucję, inni jako patologię. Na razie zwycięża pogląd pierwszy, przekonanie, że prawo trzeba oddać w ręce „fachowców", czyli również w ręce tych, którzy zajmują się optymalizacją podatkową. Jeżeli założymy czystość intencji ustawodawców, klauzula jest reakcją na ten stan rzeczy, próbą jego uporządkowania. Ma naprawić coraz bardziej nieefektywne prawo, aprobujące zachowania mające na celu uchylanie się od podatku lub bezsilne wobec niego. Tyle że po jej zatwierdzeniu władza będzie mogła odrzucić to, co mówi podatnik, bez względu na to, czy mówi prawdę, czy kłamie, i opodatkować urojenia. Bo przypisywanie komuś intencji omijania prawa to przecież wymyślanie stanu faktycznego. Mówienie: „Ty się powinieneś inaczej zachować, bo zachowałeś się w sposób nietypowy".
Nietypowy to znaczy jaki?
Tego nikt nie wie. Przedmiotem opodatkowania jest przecież to, co za stan typowy uzna urząd podatkowy. Jeżeli piszę na fakturze, że dokonałem remontu, a w rzeczywistości tylko rewitalizowałem, to dla ustalenia faktycznego stanu rzeczy nie trzeba przepisów, tylko udowodnienia prawdy. W przypadku wejścia klauzuli urzędnik wymyśli nam rzeczywistość i tę swoją wizję opodatkuje. Swego czasu w ordynacji istniał taki zapis, ale został zakwestionowany z perspektywy art. 217 konstytucji. Ówczesna krytyka, także mojego autorstwa jako przewodniczącego Krajowej Rady Doradców Podatkowych, kierowała się najbardziej podstawową przesłanką – czy można opodatkować urojenia organu podatkowego.
Teraz jednak propozycja powraca, a minister jest przekonany, że uratuje ona polski system.
Należy raczej przywrócić efektywność fiskalną tych podatków, które mamy, a nie jakoby ratować stan rzeczy za pomocą klauzuli, która może stać się narzędziem niszczenia ludzi niewygodnych dla władzy. Będzie ona bowiem pozwalała odstrzelić tych, których rządzący będą chcieli wziąć na celownik, na przykład tego, który nie będzie miał z nimi dobrych kontaktów. Powie mu się: „kochany, to prawda, że zapłaciłeś 100 tys., ale my ci opodatkujemy urojoną rzeczywistość na 500 tys.". To straszna władza. Nie tym się wychodzi z obecnego kryzysu, tylko poprzez naprawę. Lekarstwem nie są małe posunięcia, tylko generalia. Prawo należy napisać od nowa i oczyścić ze wszystkich przyczółków optymalizacyjnych, które się co chwila pojawiają.
Co należy zmienić?
Widzę w tym wielką rolę polityków, którzy jako jedyni mają szansę uratować system podatkowy. Nasze obecne podatki aprobują zachowania, których celem jest unikanie opodatkowania, lub nie pozwalają na ich wykrycie. Tyle że za konkretnymi przepisami podatkowymi stoją potężne interesy, zarówno w Polsce, jak i w Europie. I nie jestem tu gołosłowny. Zaraz, 1 sierpnia, wyłączy się z VAT cały obrót stalą. Mówi się, że ma to zapobiec uchylaniu się od podatku. Proszę sobie wyobrazić – znosimy podatek, by zapobiec uchylaniu się od niego. Organy UE miały wyrazić na to zgodę za pół roku, ale przepis wejdzie wcześniej, bo poparły go wielkie międzynarodowe koncerny. Tu nie chodzi o 300 tys. zł, tu chodzi o setki milionów, nawet miliardy. Od dawna przepisy podatkowe tworzone są podług interesów wielkich koncernów, a obywatelom mówi się, że to nowelizacje przyjazne dla podatnika. Tymczasem doprowadziło to już do demontażu systemu podatkowego. Udział dochodów budżetowych w PKB spada nam rok do roku, a władze winę zwalają na kryzys. Bez pieniędzy z podatków rośnie nam dług publiczny. Wszędzie słyszę, że im więcej wyrwie się fiskusowi, tym lepiej, a prawda jest taka, że wyrywamy samym sobie.