Miliardy długu, znikome prawa
Windykatorzy przekraczają uprawnienia w ściąganiu należności od dłużników, którzy pozwalają się gnębić, bo nie znają swoich praw
Coraz więcej Polaków nie radzi sobie z bieżącymi wydatkami. W zastraszającym tempie przybywa niezapłaconych rat, rachunków i faktur. W Rejestrze Dłużników ERIF Biura Informacji Gospodarczej tylko w pierwszym kwartale 2013 r. wpisano już ponad 1,5 mln konsumentów i firm. To o 17 proc. więcej niż pod koniec ubiegłego roku. Łącznie Polacy są winni ponad 38 mld zł. Windykatorzy zacierają ręce, dręczą telefonami, nachodzą w domach, a dłużnicy cierpliwie odkładają każdy grosz, wysłuchują gróźb i znoszą upokorzenia. Ciągle zbyt mało wiedzą o swoich prawach.
Nieuregulowane rachunki potrafią spędzić sen z powiek nawet największym twardzielom. Jeśli dodamy do tego stale przypominającego o należnościach wierzyciela, nerwy murowane. Ze świecą szukać dłużnika, który ma dobre wspomnienia ze współpracy z windykatorami.
Windykatorzy bezprawnie wcielają się w rolę komorników, a nawet policjantów i prokuratorów
Mało zaszczytne pierwsze miejsce w kraju zajmuje dłużnik, który zapożyczył się na 102 mln zł i zalegał z zapłatą ponad 60 dni. Największą grupę zadłużonych stanowią mężczyźni w wieku 30–39 lat, a najszybciej zaległości rosną w branży budowlanej. Liczba zadłużonych przedsiębiorstw budowlanych w Krajowym Rejestrze Długów wzrosła w ostatnim roku o ponad tysiąc, a ich dług przekroczył pół miliarda złotych. Drugie w kolejności (z 308 mln zł zaległości) są koncerny spożywcze. Tylko od początku 2013 r. zadłużenie Polaków powiększyło się aż o 8,2 mld zł. Po raz pierwszy od 2011 r. wzrost liczby zgłoszonych do rejestru dłużników jest tak drastyczny. – Bez wątpienia polscy konsumenci i przedsiębiorcy coraz mocniej odczuwają spowolnienie gospodarcze. A w ślad za wysokim bezrobociem i hamującą konsumpcją rosną problemy z terminowym regulowaniem zobowiązań – mówi Edyta Szymczak, prezes zarządu Rejestru Dłużników ERIF BIG.
Upadłość przynosi ulgę
Od początku roku do końca maja z powodu niewypłacalności przedsiębiorców sądy ogłosiły upadłość aż 398 firm, głównie tych małych, zatrudniających do 20 osób. W ten sposób niedawno swoją działalność zakończyła także firma transportowa z siedzibą w Kaliszu. Oferowała transport towarów, pomoc przy przeprowadzkach, a także przewóz osób. Powstała w 2009 r. i już po kilku latach przestała przynosić zysk. Jej właściciel Przemysław W. zadłużył się na ponad 100 tys. zł. Przedsiębiorca zaczął od pożyczek z banków, a po kilku kolejnych miesiącach przestał opłacać bieżące faktury i składki ZUS. Pracownikom płacił po pół pensji. Majątek firmy stanowiły jedynie wyposażenie biura, trzy samochody dostawcze, z czego jeden w leasingu, i nieznaczne przychody z oferowanych usług.
Doszło do tego, że windykatorzy każdego ranka budzili swojego dłużnika telefonami. Przypominali o ratach kredytu, pisali ponaglenia, przychodzili osobiście. Przemysław W. zaczął ich unikać, bo skończyły mu się już wszystkie wymówki. Nie miał pojęcia, jak się wyplątać z długów, a przez ciągły stres podupadł na zdrowiu. Znajomi podpowiedzieli mu upadłość firmy. – Okazało się, że tylko w ten sposób mogę się uratować od narastających odsetek i totalnej ruiny finansowej – mówi Przemysław W. – Na moje szczęście sąd stwierdził niewypłacalność przedsiębiorstwa i ogłosił jego upadłość. Majątek firmy został zlicytowany, ale ja mogę już odetchnąć z ulgą.
Większość dłużników to właściciele firm o niskich dochodach – tak jak Przemysław W. – i osoby fizyczne z minimalnymi krajowymi zarobkami. Najczęściej ukończyli jedynie szkołę średnią lub zawodową, prowadzą skromne życie i nie znają nawet podstaw prawa. Dlatego nie zdają sobie sprawy z tego, że mogą się bronić. Tymczasem konwencja o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, a także Kodeks cywilny zapewniają każdemu prawo do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego, swojego mieszkania i korespondencji, o czym firmy windykacyjne niejednokrotnie zapominają.