
Czas na roboty
Polska jest jednym z najmniej zrobotyzowanych krajów na świecie. Drastycznie spada przez to konkurencyjność rodzimych przedsiębiorstw
Na całym świecie pracuje dziś 1,3 mln robotów przemysłowych, w Polsce, według danych GUS, zainstalowano ich jedynie 6,5 tys. Najbardziej wiarygodną miarą stosowaną przy porównywaniu zrobotyzowania krajów jest gęstość robotyzacji, czyli liczba robotów przemysłowych przypadająca na 10 tys. pracowników zatrudnionych w przemyśle, uwzględnia ona bowiem różnice w wielkości gospodarek. Z danych Międzynarodowej Federacji Robotyki (IFR) wynika, że wskaźnik robotyzacji wynosi w Polsce 14! To liczba kompromitująca, jeśli weźmiemy pod uwagę, że średnia dla Europy jest czterokrotnie wyższa. Nie do końca wiarygodnie brzmi tłumaczenie, które często pojawia się w tym kontekście, że to zapóźnienie cywilizacyjne jest wynikiem kilku dekad gospodarki centralnie sterowanej. Nasi południowi sąsiedzi, Czechy i Słowacja, mają ten współczynnik na poziomie 50. Lata świetlne dzielą nas od liderów: Niemiec (261), Japonii (339) i Korei Płd. (347). Tylko ten jeden parametr dobitnie pokazuje, że drugą Japonią jeszcze długo się nie staniemy.
Co gorsza, proces robotyzacji na świecie przyspiesza i jeśli nasi przedsiębiorcy nie zmienią swojego nastawienia w tej kwestii, za kilka lat dystans dzielący Polskę i kraje rozwinięte może być nie do nadrobienia. Zostaniemy przemysłowym skansenem Europy. Nie można co prawda powiedzieć, że w Polsce nic się w tej kwestii nie dzieje, nasze współczynniki także systematycznie idą w górę, ale niestety jest to postęp zdecydowanie zbyt wolny. Dobrze ilustruje to przykład Węgier. W 2003 r. Polska i Węgry miały identyczną gęstość robotyzacji – dwa roboty na 10 tys. pracowników, czyli wspólnie zaczynaliśmy właściwie od zera. Po 10 latach Polska dobiła do wspomnianego poziomu 14 robotów. Sukces? Chyba nie do końca, skoro Węgry obecnie mogą się pochwalić współczynnikiem już prawie dwukrotnie wyższym od naszego.
Inwestycja w przyszłość
Co powstrzymuje przedsiębiorców przed instalacją mechanicznych pracowników? Odpowiedź na to pytanie przynosi raport Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową i firmy Fanuc – producenta robotów przemysłowych – z maja br., z którego wynika, że największą przeszkodą jest po prostu niewiedza. Przedsiębiorcy pytani przez IBnGR o to, dlaczego nie instalują robotów, najczęściej wskazywali na profil swojej produkcji, który ich zdaniem nie wymaga robotyzacji. Co trzeci badany wskazywał na niewielką skalę produkcji, sądząc, że praca robotów może być opłacalna tylko przy bardzo dużych przedsięwzięciach. Mniej więcej tyle samo badanych nie wierzy, że roboty w ogóle mogą przynosić korzyści natury ekonomicznej.
Ceny robotów przemysłowych wahają się w przedziale od 15 do 250 tys. euro. Oczywiście dla niektórych małych przedsiębiorstw mogą to być ceny zaporowe, ale – obiektywnie rzecz biorąc – w skali wydatków nawet średniej wielkości firmy często nie są one niemożliwe do udźwignięcia. Fakt, że nie jest to największy problem, potwierdzają badania, wedle których tylko 13 proc. ankietowanych przedsiębiorców jako powód braku robotów w swojej firmie wymienia koszt ich zakupu.
Tymczasem, jak twierdzą autorzy raportu, zastosowanie robotów przynosi wymierne korzyści ekonomiczne. Drastycznie spadają koszty produkcji – produkty powstają szybciej i z mniejszym wykorzystaniem surowców, roboty są bardzo precyzyjne, przez co jakość produktu finalnego jest lepsza, a wyroby ewidentnie wadliwe w zasadzie nie powstają. Zwiększa się także elastyczność produkcji – łatwiej i szybciej można dostosować produkty do zmieniających się potrzeb klientów, w wielu wypadkach roboty pozwalają także wytwarzać produkty bardziej zaawansowane technologicznie niż podczas produkcji metodami tradycyjnymi. Wszystko to sprawia, że zdecydowanie wzrasta konkurencyjność przedsiębiorstwa, także na rynkach międzynarodowych. Aż 37 proc. ankietowanych przez IBnGR przedsiębiorstw po robotyzacji produkcji zaczęło zwiększać swoją sprzedaż zagraniczną.