Brudne ręce Zachodu
Zachodni alianci mogli uratować miliony Żydów. Zamiast tego zwołali konferencję
Siedemdziesiąt lat temu na Bermudach, z dala od kamer, spotkali się przedstawiciele rządów USA i Wielkiej Brytanii, by radzić nad tragicznym losem narodu przeznaczonego do całkowitej eksterminacji. W tym samym czasie w Warszawie trwało powstanie w getcie. Nieliczne grupki powstańców walczyły nie o przetrwanie, ale o danie świadectwa, którego nikt na Bermudach zauważyć nie chciał.
Można było przewidzieć
Przyszłość szykowana Żydom przez hitlerowców była jasna już od lat 20. W wydanej w 1925 r. biblii nazizmu Adolf Hitler zaliczył Żydów do grona burzycieli kultury i wprost pisał o ich zagazowywaniu. Antysemityzm stał się głównym orężem w walce ideologicznej. Całość prasy nazistowskiej na czele z powstałym w 1923 r. „Der Sturmer" kipiała wręcz od nienawiści do Żydów.
O tym wszystkim wiedzieli politycy, dyplomaci, a po nocy kryształowej także społeczeństwa państw zachodnich. Nie był więc zaskoczeniem sposób, w jaki rozwiązano „kwestię żydowską". Pozostaje jedynie pytanie, czy wiedziano, na jaką skalę wprowadzono ostateczne rozwiązanie.
O sytuacji Żydów informowali głównie Polacy, bo większość obozów koncentracyjnych i gett znajdowała się na terenie naszego państwa. Od początku 1941 r. stałe raporty przesyłał Referat Żydowski w Wydziale Informacji Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK, wspierany od września 1942 r. przez Żegotę, czyli Tymczasowy Komitet Pomocy Żydom im. Konrada Żegoty. Niebagatelne znaczenie dla informowania opinii publicznej o sytuacji Żydów miały raporty Jana Karskiego, emisariusza wysłanego latem 1942 r. celem zapoznania się z sytuacją na miejscu. Karskiemu udało się wejść do warszawskiego getta oraz do jednego z obozów koncentracyjnych. Swój raport przedstawił polskim władzom w Londynie, a w lipcu 1943 r. w Ameryce spotkał się z prezydentem USA F.D. Rooseveltem oraz elitami politycznymi i kulturalnymi. Jego rewelacjom nie dawano wiary. Uważano je za przesadzone i zmanipulowane przez polskie władze emigracyjne. Jednakże wieści Karskiego potwierdzali uciekinierzy z Europy oraz wiele środowisk żydowskich, tak w Ameryce, jak i w Wielkiej Brytanii.
Pomimo chłodnego przyjęcia relacji Karskiego rządy aliantów zdawały sobie sprawę z rozmiarów tragedii. W tajnej korespondencji wewnątrzrządowej niejednokrotnie poruszano problem Żydów w okupowanej Europie. Decydenci, zarówno w Waszyngtonie, jak i w Londynie, wiedzieli o obozach zagłady. Na bieżąco informowani byli o wywózkach oraz założeniu fabryk śmierci. Zdjęcia zwiadu lotniczego z obozów w Oświęcimiu, Treblince i Majdanku dostępne były przynajmniej od początku 1942 r. Trwała jednak wojna, a akcje ratowania Żydów nie stanowiły w niej priorytetu. Jednak nacisk środowisk żydowskich, rządu polskiego i doniesienia prasowe powodowały, że należało odnieść się do zaistniałej sytuacji. W marcu 1943 r. arcybiskup Canterbury William Temple w wystąpieniu przed parlamentem wzywał do ratowania Żydów. „Stajemy przed trybunałem historii, ludzkości i Boga" – przekonywał. Rok wcześniej polska pisarka Zofia Kossak-Szczucka opublikowała „Protest" – stanowisko katolików wobec masowej zagłady na ziemiach polskich.
Konferencją w Zagładę
Odpowiedzią sojuszniczych decydentów miała być konferencja, mająca za zadanie wypracowanie stanowiska oraz metod powstrzymania Holokaustu. Z propozycją wyszli Brytyjczycy, którzy skierowali do rządu amerykańskiego memorandum w sprawie problemu emigracji. Amerykanom odpowiedź na nie zajęła pięć tygodni proceduralnych przepychanek. Dotyczyły one głównie podstawy prawnej w prawie międzynarodowym, na jakiej miały się odbyć obrady. Wielokrotnie wracano do kwestii uregulowań emigracyjnych oraz ich konsekwencji praktycznych i teoretycznych. Według rządu USA rozwiązaniem miało być wzmocnienie słabego i sparaliżowanego Międzynarodowego Komitetu do spraw Uchodźców powołanego w 1938 r. podczas konferencji w Evian. Problem jednak polegał na tym, że komitet był martwy, jego działalność mocno ograniczona, a co najważniejsze, niehonorowana prawnie przez nazistowskie Niemcy. Jak to zwykle bywa, urzędnicy uciekli się do podstępu, cedując na istniejącą tylko teoretycznie organizację zadanie, któremu ta nie mogła sprostać. U podstaw niechęci obu sojuszników leżała niechęć do tworzenia państwa żydowskiego. Ani Amerykanie, ani tym bardziej Brytyjczycy nie byli zainteresowani poszerzaniem pól konfliktu na Bliskim Wschodzie, zwłaszcza w czasie wspólnych działań wojskowych przeciwko jednostkom Africa Corps. Brytyjczycy będący hegemonami w tym regionie nie chcieli się narażać tamtejszej ludności i tworzyć nowego, wrogiego bytu państwowego. A próby uratowania Żydów musiały się wiązać z utworzeniem nowego państwa, gdyż nikt nie był zainteresowany przyjęciem do swojego społeczeństwa biedoty. Nie miało tu znaczenia to, że jeszcze przed wojną Rzeczpospolita zezwoliła na emigrację uciekinierów z terenów przejętych przez hitlerowców, ani fakt, że do gett na terenie Polski trafiali Żydzi praktycznie z całej Europy, o różnym statusie społecznym i materialnym. Amerykanie stwierdzali, że nie mogą przyjąć tylu Żydów, gdyż może to spowodować wybuch... antysemityzmu!