Prawo na wstecznym
Urzędy celne każą płacić importerom samochodów zaległą akcyzę sprzed pięciu lat. Żądania państwa idą w setki milionów złotych. Wielu niezależnych dilerów aut bankrutuje
Żądania państwa idą w setki milionów złotych. Wielu niezależnych dilerów bankrutuje, przedsiębiorcy argumentują, że prawo nie może działać wstecz. Kilka lat temu żaden z urzędników nie domagał się od nich dodatkowych opłat. Dziś sytuacja radykalnie się zmieniła, bo państwo uznało, że importowane przez firmy auta to pojazdy osobowe, a nie ciężarówki, jak stanowiły wcześniej obowiązujące przepisy. Według obliczeń Stowarzyszenia Niezależnych Dilerów Samochodów problem dotyczy ok. 40 tys. aut o pojemności powyżej 2 litrów. Średnia opłata akcyzowa za każde z nich to ok. 17 tys. złotych. – Gdy to wszystko podliczyć, wychodzi kosmiczna kwota blisko 700 mln zł. Niektórzy koledzy mają do zapłacenia po kilka milionów złotych. To oznacza dla nich kompletną ruinę – mówi jeden z importerów samochodowych.
W labiryncie
Co ciekawe, w Polsce wciąż nie ma jasnej definicji samochodu ciężarowego. Nie reguluje tego ani prawo celne, ani podatkowe, ani o ruchu drogowym. Dlatego urzędnicy mogą dowolnie interpretować przepisy. Jak twierdzą dilerzy, w tym labiryncie zazwyczaj orientują się wyłącznie ci, za którymi stoi aparat państwa. – Przepisy nie są spójne z tymi obowiązującymi w Unii Europejskiej. Urzędy celne i wydziały komunikacji, gdzie rejestruje się samochody, narzucają własne interpretacje. Nakładają wysokie opłaty akcyzowe na samochody, które po prostu uznają za ciężarowe, mimo że wcześniej zostały sprowadzone do kraju jako auta osobowe i nie wymagały tych dodatkowych opłat. Zdaniem naszych prawników dochodzi do wielu pomyłek i nadinterpretacji, ale najwyraźniej urzędnicy mają jeden wyraźny cel: by za wszelką cenę ściągnąć jak najwięcej pieniędzy z podatników – skarżą się przedsiębiorcy. Właśnie postanowili zjednoczyć siły i dwa miesiące temu założyli swoje stowarzyszenie. Zamierzają lobbować na rzecz uproszczenia przepisów i pomagać prawnie importerom, którzy na skutek działań Skarbu Państwa znaleźli się na skraju bankructwa. Jakub Okoń, prawnik współpracujący ze stowarzyszeniem, nie ma wątpliwości, że żądanie zapłaty podatku akcyzowego za samochody sprowadzone pięć lat wcześniej to przypadek, gdy prawo działa wstecz. – Przedsiębiorcy są zaskakiwani nową interpretacją przepisów. Urzędnicy wprowadzają je tylnymi drzwiami i nie oglądają się nawet na oficjalną klasyfikację pojazdów sporządzoną sześć lat temu przez Ministerstwo Finansów. Ale przede wszystkim żaden urząd skarbowy czy celny przez pięć lat nie kwestionował prawidłowości działań dilerów. Samochody, o które teraz toczy się spór, były bez przeszkód rejestrowane. Zmiana interpretacji przepisów stanowi pośrednio złamanie zasady określonej w art. 2 Konstytucji RP, że prawo nie działa wstecz – mówi mecenas Okoń. Polskie państwo jednak, nie przejmując się zapisami konstytucyjnymi, żąda od dilerów, by płacili nowy podatek. W ten sposób importer, który np. w 2008 r. sprowadził do Polski auto o wartości kilkudziesięciu tysięcy euro, jest dzisiaj zmuszany do płacenia blisko 19-procentowej akcyzy za osobówkę.
Żyć się nie chce
Pan Jacek przyznaje, że czuje się załamany psychicznie. Przez 20 lat zajmował się importem samochodów, zatrudniał 12 osób, regularnie płacił podatki i składki do ZUS. – Dzisiaj jestem bankrutem, a państwo traktuje mnie jak bandytę i oszusta. Urząd Celny doprowadził do zablokowania moich kont bankowych. Państwo zajmuje też część mojej pensji, bo musiałem poszukać sobie dodatkowego zatrudnienia. To wszystko blokuje możliwość działania, a moje pisma o możliwość zawarcia kompromisu zostały zignorowane – opowiada diler z Wielkopolski. Żądania fiskusa dotyczą ok. 50 luksusowych samochodów o pojemności powyżej 2 litrów, które pan Jacek sprowadził do kraju. Same wysokiej klasy marki – Porsche, Audi, Toyota. Wartość nowych aut wynosiła między 40 a 100 tys. euro, a pojazdy trafiały do firm leasingowych. Schemat działania urzędników był zawsze ten sam. Na początku uznawali, że auta to ciężarówki, i zwalniali je z opłaty celnej. Akceptowali również unijne dokumenty, które potwierdzały tę klasyfikację. Dzisiaj uważają jednak, że pan Jacek sprowadzał samochody osobowe, i żądają zaległej akcyzy z odsetkami. Przy kilkudziesięciu pojazdach kwoty idą w setki tysięcy euro. – Czuję się upokorzony i bezradny. Nie mam pojęcia, jak sobie poradzić, jeśli nie zostanie wprowadzona abolicja podatkowa w tej sprawie. Po prostu nie chce mi się żyć – przyznaje zdesperowany.