Polskie euro jak prawdziwe
Choć zabezpieczenia dokumentów i pieniędzy są coraz bardziej wyrafinowane, w Polsce nie spada liczba fałszerstw
Przypadków fałszerstw pieniędzy i wpuszczania ich do obiegu od dwóch lat przybywa. Według statystyk Komendy Głównej Policji, w 2012 r. wykryto 6 887 fałszerstw, czyli blisko o pół tysiąca więcej niż rok wcześniej.
Nasi fałszerze uchodzą wręcz za międzynarodowych „ekspertów" w tej dziedzinie. Największą w ostatnich latach wytwórnię fałszywych euro i dokumentów policjanci Centralnego Biura Śledczego odkryli w październiku w 2011 r. koło Otwocka pod Warszawą. Zabezpieczyli wówczas rekordową liczbę falsyfikatów banknotów o nominałach 50 i 500 euro na łączną wartość ponad 1 mln euro. Na miejscu znaleźli też tysiące niepociętych arkuszy, papier, odczynniki chemiczne i hologramy, z których można było wyprodukować kolejne kilka milionów euro.
Banknoty wyprodukowane pod Warszawą były w obrocie w całej Europie, m.in. w Holandii, Hiszpanii, Niemczech, Belgii, Portugalii i Francji. Powoli były też puszczane w obieg w polskich kantorach, m.in. w Kielcach, Lublinie, Szczecinie i Poznaniu. Według ekspertów, banknoty były bardzo dobrze podrobione. Policjanci natrafili na fałszernię euro przez przypadek, gdy zaczęli śledzić znanego im przestępcę. Podejrzewali go o fałszowanie dokumentów.
O skali produkcji „polskiego euro" świadczą statystyki Europejskiego Banku Centralnego (EBC). W 2012 r. wycofano z obiegu ponad pół miliona fałszywych banknotów i 184 tys. monet euro. Przestępcy najchętniej podrabiali banknoty o nominale 20 i 50 euro oraz monety 2 euro, ale nie gardzili też pięciocentówkami.
Inną grupę przestępczą, która rozprowadzała na wielką skalę fałszywe euro, CBŚ rozbiło w 2009 i 2010 r. Jak oszacowała policja, gang działający w kilkunastu krajach UE, głównie we Włoszech, Niemczech i Hiszpanii, wprowadził do obiegu podrobione banknoty o wartości ok. 3 mln euro. W Polsce zatrzymano kilkadziesiąt osób, w tym m.in. szefa grupy, niespełna 30-letniego Radosława B., który pochodził z Chełma, a na stałe mieszkał we Włoszech.
Kolekcjonerzy i fałszerze
Nasi fałszerze specjalizują się też w monetach kolekcjonerskich. Szczecińska prokuratura skierowała właśnie do sądu akt oskarżenia przeciw 13 osobom zamieszanym w fałszerstwa i sprzedaż monet. Są wśród nich numizmatycy, antykwariusze i kolekcjonerzy m.in. ze Szczecina, Poznania, Warszawy, Zabrza i Gliwic.
Jak informuje Małgorzata Wojciechowicz ze szczecińskiej prokuratury, fałszowali i sprzedawali rzadkie i cenne monety próbne, które nigdy nie weszły do obiegu. Mieli podrobić i wprowadzić do obiegu 137 współczesnych monet o nominałach 5, 10 i 20 gr oraz 2 zł. Podrobione krążki były sprzedawane za kwoty od 100 do 1 tys. zł, a jedną ze srebrnych dwuzłotówek sprzedano za ponad 4 tys. zł. Jak podaje prokuratura, dwóch oskarżonych związanych było z Mennicą Polską w Warszawie. Jeden pracował przy produkcji, a drugi, magazynier, dostarczał mu krążki, z których wytwarzane były fałszywki.
Policjanci szczecińskiego CBŚ prowadzili śledztwo od września 2011 r., kiedy trafiły do nich dwie podrobione monety oferowane na aukcji internetowej. Fałszerstwo potwierdziła ekspertyza Narodowego Banku Polskiego.
W kwietniu przed krakowskim sądem ruszył proces guru polskich fałszerzy banknotów Zdzisława N. ps. Matejko. To człowiek, który w więzieniu przesiedział pół życia. Zdzisław N. jest absolwentem szkoły plastycznej i laureatem nagród w wielu konkursach, ale zasłynął jako twórca podrabianych banknotów. Skanował je, obrabiał komputerowo, po czym drukował na kolorowej drukarce. Następnie domalowywał szczegóły farbami. Podczas pobytu w areszcie na Montelupich w Krakowie N. namalował w kaplicy fresk, który w 2000 r. poświęcił kard. Franciszek Macharski. Jest także twórcą cyklu malarskiego „Twarze kryminału" i zwycięzcą ogólnopolskiego konkursu plastycznego dla więźniów „Anioł na nowe tysiąclecie".
Teraz odpowiada przed sądem za podrobienie 82 banknotów stuzłotowych i przygotowania do podrobienia kolejnych 528. W sumie w sprawę zamieszanych jest osiem osób, w tym kobiety, które – według śledczych – wprowadzały banknoty do obiegu i płaciły nimi za zakupy. Na ławie oskarżonych zasiada także Ireneusz M., którego „Matejko" miał namówić do fałszowania pieniędzy. Co ciekawe, poznali się w więzieniu, gdzie Ireneusz M. był strażnikiem. Chcieli się zająć produkcją urn, ale interes nie był dochodowy, więc poszerzyli go o produkcję pieniędzy.