
Okazja czyni inwestora
Kryzys finansów strefy euro spowodował, że obecnie jest najlepszy czas na zakup nieruchomości na cele turystyczne. Apartament w Hiszpanii czy Grecji może kosztować mniej niż podobny lokal w Krakowie lub w Warszawie
Nie każdy jednak jest na tyle odważny, aby ulokować swoje pieniądze w tak niestabilnym politycznie regionie świata. Przez ostatnie 30 lat, od 1981 r. do 2011 r., Egipt był krajem stosunkowo bezpiecznym dla turystów zachodnich. Niestety, był to także okres pogłębiającej się pauperyzacji społeczeństwa egipskiego, rosnącego bezrobocia, wszechobecnej korupcji i ograniczania swobód obywatelskich. Przejęcie władzy przez Bractwo Muzułmańskie w 2011 r. nie przyniosło żadnych zmian. Trudno się więc dziwić, że na przełomie czerwca i lipca 2013 r. ulice Kairu znowu są areną coraz bardziej brutalnych demonstracji.
Czy zatem warto ryzykować zakup nieruchomości turystycznej w Egipcie? Wielu przedstawicieli branży turystycznej uspokaja, że problemy targające ulicami Kairu nie dotyczą takich kurortów jak Szarm el-Szejk.
Podkreślają, że gospodarka Egiptu nie może sobie pozwolić na długotrwały chaos polityczny ani naruszenie bezpieczeństwa gości zagranicznych. Turystyka stanowi bowiem ok. 10 proc. PKB tego kraju. Na rok przed obaleniem dyktatury Hosniego Mubaraka Egipt odwiedziło ponad 14,8 mln turystów, którzy wpompowali w gospodarkę tego kraju ok. 12,7 mld dolarów.
Młoda egipska demokracja musi przejść wszystkie etapy ustrojowej metamorfozy. Być może już za kilka miesięcy sytuacja w Egipcie ustabilizuje się w perspektywie długoczasowej. A wtedy ceny nieruchomości znacznie wzrosną, co będzie oznaczało, że odważni przedsiębiorcy, którzy mimo kryzysu politycznego zainwestowali w bazę lokalową w tym kraju, będą się mogli cieszyć znacznym zyskiem.
Do niedawna prawdziwym obiektem marzeń drobnych inwestorów europejskich był także Dubaj, słynąca z nowatorskich projektów budowlanych metropolia Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Jednak nawet tego miasta nie ominął światowy kryzys finansów. Po 2008 r. ceny nieruchomości zaczęły znacznie spadać i na razie nie widać jeszcze dna kryzysu, a zainteresowanie tym krajem inwestorów z branży turystycznej systematycznie maleje. Jest to okazja biznesowa dla tych polskich przedsiębiorców, którzy są gotowi przeznaczyć o wiele większe środki niż w przypadku inwestycji turystycznych w Egipcie.
Działalność gospodarcza w ZEA może liczyć na znakomitą obsługę w dziedzinie finansów, informatyki, bezpieczeństwa, ochrony zdrowia oraz komunikacji międzynarodowej obsługiwanej przez 170 połączeń morskich i 90 lotniczych. Osoby inwestujące swój kapitał w turystykę ZEA i Dubaju są zwolnione z podatków, nie napotykają barier handlowych oraz ograniczeń biurokracji. Założenie biura podróży, budowa hotelu czy zakup apartamentów pod wynajem turystyczny wiąże się z niskimi kosztami energii, stosunkowo niskimi kosztami pracy oraz przyjazną obsługą urzędniczą w procesie założenia firmy. Jedynym minusem jest fakt, że o inwestycjach w Dubaju i pozostałych emiratach mogą myśleć jedynie przedsiębiorcy dysponujący przynajmniej ośmiocyfrowym kapitałem inwestycyjnym.
Żyła złota na prowincji
A może zamiast szukać po świecie, warto byłoby pomyśleć o inwestycji na naszym polskim rynku hotelarsko-turystycznym? W naszym kraju nadal na 10 tys. mieszkańców przypadają zaledwie 44 miejsca noclegowe. Jeszcze w 2011 r. zakładano, że po Euro 2012 przybędzie około 260 nowych hoteli, a nakłady na turystykę przekroczą 4 mld złotych. Tak się jednak nie stało.
W Polsce nadal brakuje hoteli i ośrodków cztero- i pięciogwiazdkowych, które obecnie stanowią zaledwie 8 proc. rodzimej bazy turystyczno-hotelowej. Jednak prawdziwą żyłą złota może się okazać branża konferencyjna dla klientów korporacyjnych.
W Polsce jest obecnie 2648 sal przeznaczonych na konferencje i szkolenia, ale tylko ok. 500 z tych obiektów spełnia oczekiwania profesjonalnych organizatorów wielkich meetingów. Tymczasem cały czas rośnie zapotrzebowanie na organizację narad, szkoleń, wyjazdów integracyjnych, a nawet konwencji partii politycznych czy zjazdów religijnych. Co prawda zarówno w miastach, jaki i w sielskim krajobrazie polskiej wsi wyrastają ośrodki reklamujące się jako centra konferencyjne, ale brakuje im połączenia ośrodka szkoleń z bazą rekreacji.