Mały znaczy nowoczesny
Drobni przedsiębiorcy mają dziś dostęp do usług zarezerwowanych kiedyś wyłącznie dla wielkich korporacji. Dzięki temu mogą z nimi konkurować
Jeszcze przed dekadą mniejsze firmy z zazdrością patrzyły na mnożące się aplikacje informatyczne, które pozwalały największym na przekształcanie korporacji molochów w dynamiczne globalne firmy działające w czasie rzeczywistym, a więc zdolne na bieżąco reagować na zmiany popytu, zarządzać gospodarką zapasami czy komunikować się z klientem. Wtedy na takie oprogramowanie wydawano setki milionów dolarów. Wydawało się, że średniaki są skazane na pożarcie, a przepaść między wielkimi tego świata a tymi, którzy dopiero wkraczają w świat biznesu, będzie nie do zasypania.
Średniaki podnoszą głowy
Nic bardziej mylnego. Rozwój rynków, coraz większa konkurencja, pojawienie się aplikacji bazujących na otwartym kodzie programowania spowodowały drastyczny spadek cen i sprawiły, że większość usług, o których przeciętny przedsiębiorca mógł tylko pomarzyć, stała się dostępna na wyciągnięcie ręki.
Nic dziwnego, że profesjonalne oprogramowanie klasy ERP (wspomagające zarządzanie) czy CRM (pozwalające na zarządzanie relacjami z klientem) można dziś spotkać także w mniejszych firmach. Ostatnie badanie przeprowadzone przez dziennikarzy „Pulsu Biznesu" na grupie 200 małych i średnich przedsiębiorstw pokazało, że aż 35 proc. firm z sektora produkcji i dystrybucji postrzega inwestycje w tego typu oprogramowanie jako strategiczne, natomiast 41 proc. ankietowanych uważa, że ERP stanowi istotne wsparcie dla rozwoju firmy. Najwięcej systemów wspomagających zarządzanie wdraża się w firmach zatrudniających ponad 50 osób, ale również mniejsze podmioty selektywnie instalują moduły tych systemów. Bardzo popularne są systemy sprzedażowe typu CRM. Dzięki nim firmy mogą się skupić na optymalizacji procesów i łatwiej budować swoją pozycję na rynku. Dostęp do oprogramowania typu CRM w chmurze pozwala dodatkowo zaoszczędzić spore pieniądze, bo utrzymanie całej technologii nie wymaga inwestycji w sprzęt i dodatki.
Aplikacje typu ERP są najbardziej popularnymi programami instalowanymi w przedsiębiorstwach. Według firmy badawczej Gartner 20 proc. wydatków na aplikacje przeznacza się właśnie na tego typu oprogramowanie. Najbardziej istotnym elementem z punktu widzenia raczkującego biznesu jest oczywiście cena. Tutaj nie ma się o co martwić, bo dobrej klasy oprogramowanie można dostać już za ok. 300 zł. Natomiast jeśli zdecydujemy się na wersję online, to miesięczny abonament jest dostępny za niespełna 30 zł.
Nawet kilkuosobowe firmy szybko się przekonują, że dziś bardzo trudno zarządzać firmą jedynie za pomocą Worda i Excella, dlatego skłaniają się ku poszukiwaniu bardziej efektywnych rozwiązań. Mali coraz częściej decydują się także na profesjonalną ochronę danych, powszechnie korzystając z oprogramowania antywirusowego i antyspamowego. Dobrze wiedzą, że jakakolwiek awaria systemu może utrudnić funkcjonowanie firmy nawet przez kilka dni.
Coraz częściej ich biznes przenosi się z biura do klienta. Ułatwia to dostęp do narzędzi mobilnych, takich jak smarfony, laptopy i tablety. Nowoczesne oprogramowanie pozwala na stworzenie dostępu do firmowych zasobów z każdego miejsca. Zdalny dostęp do danych umożliwiają także systemy business intelligence (BI). Tego typu aplikacje wspomagają coraz częściej nie tylko kierowników, ale także osoby, które zajmują się obsługą klientów, sprzedawców czy przedstawicieli handlowych. W ten sposób skraca się dystans do potrzebnych danych i przyspiesza procesy biznesowe.
Nie tylko IT
Małe i średnie firmy korzystają jednak nie tylko z narzędzi informatycznych zarezerwowanych kiedyś dla rynkowych gigantów. Coraz częściej sięgają także po wysublimowane usługi public relations, lobbingowe czy prawnicze. Marek Łangalis, przedsiębiorca zajmujący się handlem stalą nierdzewną, przyznaje, że bez profesjonalnego wsparcia bardzo trudno współcześnie konkurować na rynkach międzynarodowych, a w szczególności na rynku europejskim. – Kilka miesięcy temu małe i średnie firmy z naszej branży stanęły przed perspektywą wprowadzenia nowych regulacji, które de facto przyznawałyby monopolistyczną pozycję na rynku kilku dużym firmom z branży stalowej – mówi Łangalis. – Gdyby nie nasza interwencja w urzędach centralnych, interes polskich przedsiębiorców przepadłby z kretesem. Udało się w ostatniej chwili – dodaje.