Najnowsza interwencja Uważam Rze

Cywilizacja

Postliberalna masakra w Detroit

Andrzej Urbański

Miasto ogłosiło bankructwo. W ruinę obracają się domy i ulice. Rozkwitają gangi, narkotyki, przemoc. Tak wygląda realna przyszłość świata postkonsumpcyjnego

Kto ogląda apokaliptyczne zdjęcia z Detroit, ten już wie, jak się kończy wiara w postliberalne idee. Z miasta uciekła cała klasa średnia wraz ze swoimi podatkami. Z 2 mln mieszkańców pozostało 700 tys. Morderstw jest ponad 2 tys. rocznie i pozostali też by uciekli, tyle że nie mają gdzie ani za co. Miasto ogłosiło bankructwo i zapowiedziało cięcia w pensjach i emeryturach. W ruinę obracają się domy i ulice, znikają sklepy i instytucje użyteczności publicznej. Rozkwitają gangi, narkotyki, przemoc. Tak wygląda realna przyszłość świata postkonsumpcyjnego.

Groza narasta, gdyż nikt nie ma pomysłu, jak uratować miasto i ludzi. Miasto symboliczne nie tylko dla Ameryki, ale i całej epoki przemysłowej rewolucji, której nie byłoby bez Forda i ciężkiej pracy robotników w jego zakładach. Pracy godziwie nagradzanej nie z powodów altruistycznych, lecz z prostej kalkulacji – jeżeli robotników nie będzie stać na produkowane samochody, to kto je będzie kupował?

Amerykański noblista J. E. Stiglitz powiada tak: przedsiębiorstwa przestały inwestować nie z braku kasy, ale z braku zbytu. „Amerykańskie korporacje siedzą na 3 bilionach dolarów gotówki i nic z nią nie robią. Bo w Ameryce, jak w Niemczech, za niskie są płace i podatki od zysków kapitałowych, więc za mały jest wewnętrzny popyt i nie ma powodu, aby inwestować".

Tak naprawdę ta uwaga oznacza radykalne odwrócenie dotychczasowej logiki naszego myślenia o rynku. Do tej pory główną troską całego światowego establishmentu było domaganie się zwiększenia praw dla kapitału. Mniej podatków, więcej ulg, ułatwień, uproszczeń i marketingowa klaka dla każdego „człowieka sukcesu", który zgromadził więcej miliardów od innych ludzi sukcesu. Postliberalny dogmat głosił bowiem, że im więcej kapitału zgromadzą wybrańcy bogów, tym lepiej będzie szarakom i średniakom. Otóż okazało się, że to prawo nie działało nigdy. Klasa średnia w USA od trzech dekad nieustannie traci do klasy wyższej, a różnice w dochodach są już większe niż w latach poprzedzających Wielki Kryzys. Mówiąc inaczej – cała postliberalna ideologia sukcesu to kit, ściema i ordynarna propaganda. Przez ostatnie dziesięciolecia liberalne media uprawiały kłamstwo na skalę niespotykaną nigdzie wcześniej, może poza Sowietami za czasów towarzysza Stalina. Wtedy kwitł kult wodza rewolucji, a teraz Billa Gatesa. Obaj byli monopolistami i dyktatorami. I wykańczali konkurencję, każdy na swój sposób, ale skutecznie. A wszystko to podobno w imię szczęścia bliźnich. Otóż ideologia sowiecka i postliberalna w tym jednym są identyczne – obiecują cuda-niewidy pod warunkiem, że je zaakceptujemy. Aż nadchodzi dzień kryzysu.

Pierwszym słowem w alfabecie ludzkim nie jest wolność, szczęście czy kapitał, tylko praca

Stiglitz tłumaczy – albo ludzie mają pracę, godziwe zarobki, a państwo przycina podatkami kapitał, dzięki czemu rośnie popyt wewnętrzny i gospodarka się kręci, albo rośnie góra pustego pieniądza, który nie pracuje. On mówi coś jeszcze – obecny „system podatkowy zachęca do spekulowania, nie do inwestowania". Co oznacza, że głównym źródłem kryzysu nie są wypaczenia, ale sam system. To on produkuje potworne nierówności, biedę i ubóstwo, i pokolenia bezrobotnych. A przede wszystkim sam siebie nie jest w stanie zmienić. „Oni" bowiem są systemem zachwyceni, bo dzięki niemu mają wszystko.

„Oni" to wyższa klasa konsumująca dobra luksusowe w tempie większym, niż ich producenci są w stanie zaspokoić drapieżników. Wille za dziesiątki milionów, samochody za setki tysięcy i dziesiątki gadżetów w stylu platynowych telefonów komórkowych wysadzanych diamentami. Ale ta konsumpcja luksusów to za mało, aby wprawić w ruch całą gospodarkę. Mnie wisi i powiewa, co ludzie robią ze swoją kasą, ale dla gospodarki ma fundamentalne znaczenie, kto i na co wydaje swoje ciężko zarobione pieniądze. Dla rynku liczą się bowiem decyzje milionów uczestników gry, a nie najbogatszych jednostek. Nie chodzi więc o wystawne życie wybrańców, ale o zwykłe życie klasy średniej. Jeżeli jej nie stać na samochody, przemysł motoryzacyjny upada, firmy bankrutują, a pracownicy tracą miejsca pracy. I zamiast opodatkowanej konsumpcji mamy dziurę w budżecie i brakuje środków na socjal dla bezrobotnych.

Poprzednia
1 2

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy

Felietony

Piotr BOŻEJEWICZ

Może i koniec, ale nie świata

• TAKO RZECZE [P] •Skoro Obama nawet w części nie okazał się takim cudotwórcą, jak przepowiadali eksperci, to czemu Trump miałby być taki groźny, jak go malują ci sami ludzie?