Z konkurencją sobie poradzimy…
Ministerstwo Grabieży wymyśliło kolejny niezwykle kreatywny sposób na „wsparcie" polskich przedsiębiorców chcących przeobrazić swoje firmy w światowe koncerny.
Tym razem podwładni Jana Rostowskiego chcą, by zagraniczne spółki, w których polskie firmy mają co najmniej 25 proc. udziałów, były obłożone dodatkowym podatkiem dochodowym w krajach, w których obciążenia fiskalne są niższe niż w Polsce. Ma być on ściągany od zysków ze sprzedaży akcji, dywidend, praw autorskich czy odsetek.
Ratunkiem przed zapłatą tej daniny będzie udowodnienie skarbówce, że spółka prowadzi „realną działalność gospodarczą". Po raz kolejny mamy potwierdzenie, iż w resorcie naszego „trzeciego najlepszego ministra finansów" (według rankingu „Financial Times") obowiązuje domniemanie winy, a nie niewinności jak w normalnych krajach.
To jednak nie wszystko. Urzędnicy chcą, by w celu obliczenia wysokości podatku spółka w ciągu siedmiu dni dostarczyła prowadzone ewidencje i rejestry. Jeśli tego nie zrobi, haracz do zapłacenia oszacuje... sam fiskus. Co więcej, projekt ustawy nie określa, o jakie ewidencje i rejestry chodzi. Nihil novi.
Jest jednak światełko w tunelu. Prawnicy z Rządowego Centrum Legislacyjnego oraz Rady Legislacyjnej nie zostawili na tej inicjatywie suchej nitki. Dlatego szanse na przeforsowanie projektu ustawy są na szczęście nikłe. Jednakże warto odnotować ten pomysł na ściągnięcie z przedsiębiorców choćby paru groszy więcej i umieścić go w muzeum absurdu. Za kilka lat, gdy będąca w opozycji Platforma będzie piętnowała absurdalne posunięcia gospodarcze PiS i wskazywała na własne „sukcesy", będzie jak znalazł.