Walczymy o byt
Z Piotrem Ikonowiczem, byłym liderem PPS i Nowej Lewicy, doradcą Ruchu Palikota rozmawia Rafał Otoka-Frąckiewicz
Wygląda na to, że PiS idzie po władzę.
Gdybyśmy chcieli zgromadzić wszystkich członków wszystkich partii politycznych w Polsce na Stadionie Narodowym, to jeszcze by były wolne miejsca. To wynika z takiej reguły, że do partii nie idzie się z powodu poglądów, tylko po miejsce pracy. I tak jak miasto sięga tak daleko jak kolektor ścieków, a dalej jest już wiocha i szambo, tak partia sięga tak daleko, jak wiele może zaoferować posad za pieniądze podatników, czy to w samorządzie, czy rządzie. Dlatego wszyscy bardzo chcieli zwiększyć liczbę powiatów, żeby było więcej posad. Dlatego też mamy taką dziwaczną strukturę wojewódzką. W tym sensie to, co się dzieje w partiach, jest zupełnie enigmatyczne dla społeczeństwa...
Które chodzi na wybory i dałoby się zarżnąć za swoich liderów.
Nie wiedzą, co tam jest w środku, co ci ludzie myślą, jaki jest rozkład opinii. Nawet media o tym specjalnie nie informują, bo na partię patrzy się przez pryzmat przywódcy. Jeśli chodzi o wyborców PiS, to z całą pewnością partia ta gromadzi niezadowolonych, którzy stracili na transformacji ustrojowej i tracą na liberalnej polityce.
Szczerze? Z tym liberalizmem bym nie przesadzał.
PiS utrzymuje, że to wszystko jest wynikiem błędu ludzkiego, złej woli, jakiegoś spisku, więc wystarczy zmienić rząd, żeby zniknęli komornicy, windykatorzy, wyzysk bankowy, firmy lichwiarskie, takie procesy jak reprywatyzacja kamienic, dotykająca olbrzymie rzesze ludzi, potem mieszkań zakładowych, bo się tuczy na nich nowa klasa posiadaczy, spekulantów. W związku z tym PiS składa fałszywą obietnicę, bo mówi, że wystarczy wyplenić zło.
Chwytliwe, bo wszyscy wiedzą, że trzeba je wyplenić.
To takie dziecinne, komiksowe myślenie w stylu Reagana. Wyrzucimy siły zła i wszystko się jakoś poukłada. Opakowuje się to w historyczno–patriotyczne dyrdymały, które oczywiście nie rozwiązują tych problemów. Pamiętam, jak po katastrofie smoleńskiej przed Pałacem Prezydenckim ustawiały się olbrzymie tłumy – stali tam zwykli ludzie i luminarze, beneficjenci tego systemu. Przeżywali wtedy fałszywy moment jedności narodowej.
W jakim sensie fałszywy?
Fałszywy, bo za chwilę poganiacze niewolników wrócą do operowania batem, a ci, którzy są poganiani, będą poganiani dalej. Był moment, a potem wszyscy wrócili do rąbania się nawzajem.
Powrót nastąpił na rozkaz marszałka Komorowskiego, który wywołał wojnę o krzyż i irracjonalny konflikt.
Nie. To była tylko symboliczna chwila, która nie zmieniła stosunków społecznych. Od tego, że ludzie sobie pochodzą za trumną, nie zmienią się stosunki społeczne. To charakterystyczne, że z jednej strony mamy utyskiwania na niską dzietność, słabą zastępowalność pokoleń i w związku z tym marne perspektywy rozwojowe i niewydolność systemu emerytalnego, a z drugiej strony kobieta wielodzietna jest piętnowana jako patologia.
Kiedy ludzie bez możliwości utrzymania rodziny mnożą się na potęgę, to w naturalny sposób powoduje to zadumę.
To jest typowe podejście do ludzi niezamożnych i wielodzietnych. Oczywiście nikt tak nie podchodzi do licznej progenitury prezydenta Komorowskiego, prawda? To są te dwie miary. Od początku było wiadomo, że system opieki zdrowotnej musi się zawalić z powodu niskiej stawki zdrowotnej, która jest najniższa w Europie.
Ale on nigdzie nie działa.
No nie. Gdzieś działa lepiej, gdzieś gorzej. Takich kolejek do specjalistów jak w Polsce w innych krajach nie ma. To jest właśnie patologia. Po to ustalono niską składkę, żeby wymusić prywatyzację. Ponieważ państwowe nie działa, zrobimy prywatne i będziemy leczyć bogatych. To przynajmniej będzie efektywne.
Czy to tak jak z policją, która na początku lat 90. zupełnie przestała działać, w związku z czym pojawiły się firmy ochroniarskie i hurtem zaczęto je zatrudniać?
Zapotrzebowanie na ochroniarzy i na to wzmożone prywatne bezpieczeństwo jest charakterystyczne dla Trzeciego Świata. Byłem w wielu krajach Ameryki Łacińskiej. Przy takich kontrastach cokolwiek, co ma jakąś wartość, jest otoczone drutem kolczastym.