Najeźdźcy z dzikiego kraju
Od komicznych docinków po przypadki chamstwa wobec kobiet – reakcja Czechów i Słowaków na udział Polski w stłumieniu Praskiej Wiosny w sierpniu 1968 r. była bardzo zróżnicowana
Nigdy dotąd nieopublikowane materiały Wojsk Ochrony Pogranicza pokazują niezwykle ciekawy obraz czynnego i biernego oporu mieszkańców czeskich Sudetów podczas interwencji wojsk Układu Warszawskiego w 1968 r. Inwazja oznaczona kryptonimem Dunaj rozpoczęła się 20 sierpnia 1968 r. o godz. 23.00. Na teren czeskich Sudetów wkroczyły wojska radzieckie i polskie. Z kierunku Szklarskiej Poręby posuwała się radziecka 20. Dywizja Pancerna ze Świętoszowa i kierowała się na Kotlin i dalej w stronę Czeskich Budziejowic. Drogę przez Lubawkę i Mieroszów obrała polska 11. Dywizja Pancerna z Żagania podążająca na Pardubice, natomiast przez Kudowę-Zdrój kierowano transporty z zaopatrzeniem. Wojsko polskie przekraczało granice także w innych punktach, np. w Boboszowie koło Międzylesia.
Postępowanie Czechów, po wkroczeniu oficjalnie zaprzyjaźnionych wojsk, było specyficzne i można je tłumaczyć zupełnie odmiennym od polskiej typem mentalności. Nie było ogólnokrajowego powstania, za to nagminną reakcją było uciążliwe nękanie najeźdźców, utrudnianie im życia i okazywanie różnego rodzaju wyrazów niezadowolenia. Niekiedy posuwano się także do aktów przemocy wobec kobiet, jakie byłyby nie do pomyślenia w polskiej obyczajowości.
Wracajcie do domu
Jednymi z najłagodniejszych przejawów oporu były napisy i transparenty. W dniu inwazji, 21 sierpnia 1968 r., jeden z pracowników czeskiego Urzędu Celnego w Dolní Lipka, który znał język polski, wymalował na prowadzącej przez granicę szosie hasła wrogie wobec ZSRR, polskich władz i armii. Dzień później Karel Nikeš, inny pracownik Urzędu Celnego, mieszczącego się w Otovicach, zawiesił na płocie przy budynku hasło „Wczoraj byliście naszymi przyjaciółmi, a dzisiaj jesteście naszymi wrogami". Nastrojów nie ostudziła zima. Wręcz przeciwnie, gruba warstwa śniegu dała okazję do wypisywania słusznych żalów patykiem na zaspach. Przykładowo 4 stycznia 1969 r. w rejonie rozwidlenia szlaków turystycznych koło Małego Szyszaka w Karkonoszach ktoś na śniegu wykonał napisy „Cała Polska czeka na swego Dubčeka", „Breżniew – jawohl", a także monogram CCCP, obok którego po myślniku umieszczono rysunek wyobrażający świnię.
Bardziej zaawansowaną formą agitacji były skierowane do Polaków czechosłowackie ulotki propagandowe. Co ciekawe, ich kolportowaniem zajmowali się nawet funkcjonariusze SNB (Sbor národní bezpečnosti, czyli czechosłowackiego odpowiednika Służby Bezpieczeństwa). I tak 22 sierpnia 1968 r. pracownik SNB z Otovic wręczał żołnierzom ze strażnicy WOP ulotki o treści „Wracajcie do domu". Natomiast 26 i 27 sierpnia wagony towarowe jadące do Polski linią kolejową z Meziměstí były oblepione czeskimi plakatami i upstrzone napisami. Ulotki wyłożone były również na stołach w użytkowanym wspólnie przez służby polskie i czechosłowackie budynku odpraw celnych i paszportowych na przejściu granicznym w pobliskim Golińsku. Czescy funkcjonariusze rozłożyli kartki w swojej części obiektu, aby osoby udające się do Polski mogły je zabrać ze sobą. Mało tego, Czesi nalepiali ulotki i afisze także na polskiej części budynku. Oprócz tego zabrali polskim wopistom telewizor, żeby ci nie mogli oglądać programu telewizyjnego.
Gdy jedna strona tej niewypowiedzianej wojny kolportowała swoje żale na piśmie, druga strona usiłowała nie dopuścić do rozprzestrzenienia się tych materiałów wśród mieszkańców terenów przygranicznych. Czasami przybierało to karykaturalne formy, bliższe harcerskim podchodom. W sierpniu i wrześniu 1968 r. w rejonie Bogatyni, na terenie podległym strażnicom WOP Białopole, Markocice i Porajów odnotowano szereg przypadków przerzucania ulotek o wrogiej treści i ubliżania żołnierzom WOP. „Szczególnie wzorową postawę pod tym względem zajął szeregowy Stanisław Pigieł ze strażnicy Białopole, w oczach którego w m. Kopaczów przerzucono kilka kilogramów ulotek o wrogiej treści na stronę polską. Żołnierz ten na oczach obywateli narodowości czechosłowackiej spalił wymienione ulotki. Szer. Pigieł został odznaczony medalem «Za zasługi dla obronności kraju»" – czytamy w sprawozdaniu batalionu WOP Bogatynia o stanie dyscypliny żołnierzy w 1968 r. Identycznie, czyli rozprawiając się z wrogą bibułą za pomocą ognia, postąpili szeregowi Ryszard Krauze i Adam Stankowski ze strażnicy Wigancice Żytawskie. Nie mniejszym poświęceniem wykazał się w tamtym gorącym okresie szeregowy Bogdan Paluch ze strażnicy Markocice. Widząc, że Czesi wrzucali ulotki w nurt rzeki Miedzianki, wraz z innymi żołnierzami zbudował prowizoryczną tamę, żeby nie dopuścić do przepłynięcia ulotek na terytorium Polski.