Grochem o ścianę
Felieton to niby takie czytadełko, że przeczytasz dziś i zapomnisz jutro.
A przecież jak Bywalec dawał sprawozdanie ze spotkania Klubu Miłośników Trabanta, jak KTT porównywał wygląd orła na monecie, znaczku i pieczątce, jak Pilch opisywał prostego człowieka, który oszalał, widząc w księgarni setkę tomików „Harlequina", to tego obcęgami z głowy nie wywleczesz. To samo z Kisielem. 20 lat po śmierci nadal papierem nie szeleści, więc słusznie wydawca podał go młodzieży w skondensowanym tomie.
Cały Kisiel zrobiony był z przekory. Jak gazety trąbiły o „koncercie dla świata pracy", on się dopominał o koncert dla „świata lenistwa". Jak przeczytał hasło: „Kultura robotnika – kulturą narodu", to zaraz pchał się z pytaniem: dlaczego akurat robotnika, skoro w narodzie mamy 60 proc. chłopów, nieco inteligencji, a potem długo, długo nic i garstkę robotników?
Konserwował anegdotki. Kiedy „Trybuna Robotnicza" postulowała, by „Kapitał" Marksa wydrukować w takiej ilości egzemplarzy, w jakiej wydrukowano Biblię, postawił się subtelny liryk Mieczysław Jastrun (ojciec Tomasza): „Nie wydaje mi się rzeczą słuszną zestawianie Biblii z dziełem naukowym".
Nie ględził, nie marudził, wolał wykpić się dowcipem: „Wsypałem dziś ojcu proszek do golenia do kawy. – I co? – Pienił się". Wygłupiał się. Kiedy się napił krajowego wina białego, zaczął się obawiać o zdrowie i posłał próbkę do analizy, otrzymał odpowiedź: „Pański koń jest chory na cukrzycę!". Jak omawiał skład sejmowej izby, w której sam zasiadał, to wyliczał posłów: „Jest więc Kozioł i Koziołek, Zając i Zajączek, jest Słowik, Skowron, Wydra, Ziemba, Robak i Liszka, mamy Koguta, Wróbla, dwóch Wilków. Z zawodów biorą udział w sejmie Szewczyk, Kowal, Kowalczyk i Hajduk, z przedmiotów Dąb-Kocioł, Rózga i Motyka, z dni tygodnia obecny jest Poniedziałek, jest trzech Majów, mamy wreszcie dwóch niezbędnych w każdym sejmie Warchołów (będzie nas więcej)". To miało świadczyć o pluralizmie w PRL-owskim parlamencie. Droczył się. Jak cytował autora nazwiskiem Choiński, to zaraz dodawał: „Daję słowo, że nie przeinaczyłem ani jednej litery". Ostatecznie to Kisiel wymyślił Chrześcijańską Unię Jedności. Skrót tej nazwy cytowali jeszcze w „Psach". Wykręcał się powiedzonkiem: „Panie Józiu, z ręką pod kościół – jak mówiła do pewnego pana cnotliwa panna w ciemnym kinie"; »Tam dobrze, gdzie nas nie ma« – powiedział Lenin". I po co to wszystko? Po to, byśmy – pod względem umysłowym – „nie wyglądali jak kot w kalesonach".
Stefan Kisielewski
"Felietony. Tom 2"
Prószyński i S-ka