Pierwszy miliard od ojca
Sukcesja w firmach rodzinnych nie jest łatwa. Przekonał się o tym Andrzej Blikle, znany z pączkowania w mediach salonu, który musiał przekazać stery rodzinnej firmy obcemu (a do tego, o zgrozo, niewarszawiakowi), gdy jego syn nie sprawdził się na fotelu prezesa.
Inny przedsiębiorca, Michel Marbot, ojciec ośmiorga dzieci, miał już gotowy plan sukcesji, ale przyjazny przedsiębiorcom
Bank Pekao SA zlicytował mu firmę Malma. W proteście Marbot prowadził głodówkę przed Sejmem, licząc na solidarność tych na diecie poselskiej. Nadaremnie.
Inni patrzą szerzej na rodzinę.
W Prokomie Ryszarda Krauzego na dziedzica szkoli się syn byłego szefa WSI, a syn Tuska pracuje na lotnisku Wałęsy. Politycy PSL mają gotowe plany sukcesji w agencjach rządowych. Kiedyś chłopi z ojca na syna pracowali na pańszczyźnie, a teraz dorabiają się wspólnie na państwowym. Sukcesja przebiega sprawnie także u oligarchów. Zygmunt Solorz-Żak i Jan Kulczyk już namaścili swoich synów na spadkobierców biznesu. Skok cywilizacyjny III RP widać jak na dłoni: Jan Kulczyk dostał od ojca tylko pierwszy milion, ale swojemu synowi daje od razu pierwszy miliard. Co prawda ludzie zawistni mawiali kiedyś, że pierwszy milion trzeba ukraść, lecz o pierwszym miliardzie nie wspominali.