Instrukcja obsługi Mrożka
Jak się okazuje, w Polsce nawet śmierć nie zwalnia z obowiązku walki z nadciągającymi hordami ciemnogrodu, patriotów i klerykałów
W „Śmierci porucznika" Mrożek nie drwi z bohaterów, ale z literatów „na służbie", którzy dla dobra idei gotowi są prawdę podporządkować doraźnej koniunkturze. Dokładnie tak, jak to robią teraz wspomniani autorzy „Newsweeka", przy czym w tym zapale nie wahają się pozytywnie cytować każdego, kto im może posłużyć do napiętnowania współczesnych wrogów. W ten sposób „autorytetem" staje się dla nich Kazimierz Koźniewski, esbecki agent w środowisku pisarzy i piewca chwały stanu wojennego. Wrzucać go do jednego worka z Mrożkiem, który nienawidził do końca życia Jaruzelskiego i jego pomagierów, to już sztuka przekraczająca granice dobrego smaku.
Mrożek wielki, przenikliwy i odważny rodzi się z dwóch dojmujących doświadczeń – własnego udziału w stalinizmie, z przerażenia totalitarną maszynerią świata, ale również z zaangażowania intelektualistów w umysłowe aberracje postępu. Właśnie to zaangażowanie, w „Tangu" czy w „Krawcu", uznawał za praprzyczynę wszelakich XX-wiecznych nieszczęść Europy. „Postępowców" obarczał winą za przeróżne grzechy kardynalne – rozchwianie wartości, intelektualny blamaż, wiarę w hipostazy i nieludzkie idee, torowanie drogi umysłowym matołom i osiłkom. Gdyby pozostał „szydercą z polskości", pies z kulawą nogą nie uznawałby go za jednego z najwybitniejszych twórców poprzedniego wieku. On sobie poprzeczkę ustawiał wysoko – w odróżnieniu od epigonów, którzy chcieliby go zredukować, stłamsić i używać w całkowitej niezgodzie z napisaną przez Mrożka instrukcją obsługi.