Biura na godziny
Coworking, czyli wynajem biura wspólnie z innymi wolnymi strzelcami, to idealne rozwiązanie dla kiełkujących biznesów i lekcja dla wielkich korporacji
Przy stawkach sięgających 100 zł za metr kwadratowy miesięcznie na wynajęcie nowoczesnego biura w centrum dużego miasta stać dziś tylko wielkie firmy. Zwłaszcza że właściciele i zarządcy budynków nie podpisują umów na mniej niż kilka lat i nie tolerują opóźnień w płatnościach. Kiełkujący, jednoosobowy biznes musi się więc gnieździć w mieszkaniach, gdzie jednak trudno przyprowadzić klientów. A adres z numerem mieszkania wygląda mało poważnie w oczach kontrahentów. Nic więc dziwnego, że biura coworkingu, w których można popracować w towarzystwie innych niezwiązanych etatem, wyrastają jak grzyby po deszczu. Wolni strzelcy z największych miast w Polsce mogą przebierać w ofertach. Do wzięcia są miejsca w nowoczesnych loftach, starszych budynkach w dzielnicach biznesowych, a nawet tych najnowszych, w samym sercu miasta. Ceny zaczynają się już od 250 zł na miesiąc i nawet 5 zł za godzinę korzystania ze wspólnej przestrzeni.
Ciasteczka i piwo w pakiecie
Ojczyzną coworkingu są Stany Zjednoczone, a ściślej kalifornijska Dolina Krzemowa, gdzie przed kilkudziesięciu laty narodziły się największe potęgi technologiczne świata. Pod koniec ubiegłego wieku informatyczni wolni strzelcy zaczęli wyprowadzać pracę z garaży, kafejek i mieszkań do wspólnej przestrzeni z biurkiem, kontaktem i dostępem do internetu. Jedne z pierwszych wspólnych biur – Hat Factory i Citizen Space – powstały w San Francisco z inicjatywy Brad Neuberga i działają do dziś. Ich ideą było stworzenie wspólnego miejsca „tylko do pracy", które gwarantowałoby spokój, profesjonalne warunki i inspirację w przystępnych cenach. Do dziś godzina użytkowania biurka we wspólnym pokoju kosztuje zaledwie 8 dolarów, cały dzień (od 10 do 18) 20 dolarów, a tydzień – 60. Za samodzielne biurko na wyłączność trzeba zapłacić 425 dolarów na miesiąc, ale w abonamencie jest też nielimitowany dostęp do internetu, sali konferencyjnej, korzystanie z drukarki, kuchni z kawą i herbatą, ciasteczkami, a nawet winem i piwem, projektorów, tablic i sprzętu biurowego oraz możliwość przebywania w biurze 24 godziny na dobę. Jak na warunki amerykańskie to naprawdę niewiele.
Biurko we wspólnym biurze można wynająć już za 250 zł na miesiąc. W pakiecie jest dostęp do internetu, biurowej kuchni, drukarki i sali konferencyjnej
Ceny są przystępne także w Polsce. Opłaty za godzinę zaczynają się od 5 zł, za dzień (bez stałej umowy) od 40 zł, a za miesiąc nawet od 250 zł. Oczywiście, górne granice określić dużo trudniej. Im nowocześniejsze biuro i popularniejsza lokalizacja, tym może być drożej. Nad Wisłą coworking zaczął raczkować w 2008 r., kiedy światowy kryzys pozbawił wiele osób bezpiecznej pracy na etacie. Wielu, którzy z dnia na dzień stracili wówczas wielozerowe korporacyjne stanowiska, wysokie odprawy zainwestowało we własny biznes, w pojedynkę lub w parach rozkręcali działalność gospodarczą. Dla oszczędności rezygnowali z wynajmowania biur, poszukując tańszych opcji. Jednocześnie coworking zyskiwał na popularności wśród specjalistów od nowych technologii, którzy z zasady pracowali samodzielnie, łącząc się w grupy tylko przy okazji większych zleceń. Wspólne powierzchnie upodobali sobie również startupowcy, twórcy nowych biznesów z branży technologicznej, poszukujących inwestora.
Potem wspólne biura zaludnili wolni strzelcy, którzy z redakcji, biur projektowych i agencji reklamowych wywędrowali na swoje. Szybko się okazało, że dla człowieka nawykłego do pracy wśród ludzi i gwaru przetykanego momentami ciszy, cztery ściany własnego M są dalekie od ideału. Bo niby jest cicho, nikt nie przeszkadza głośną rozmową z klientem, stukaniem w klawiaturę czy zaproszeniem na kawę, ale skupić się trudno. I że wymyśla się preteksty, by nie usiąść do biurka. A to trzeba nakarmić kota, a to podlać kwiaty, zamieść podłogę czy opróżnić pralkę. Żona, która miała obchodzić nas na palcach, wymaga wyniesienia śmieci albo za głośno ogląda telewizję, a świadomość, że za ścianą czeka ciepłe łóżko, nie pozwala rzucić się w wir pracy. Zaczyna się więc szukanie miejsc zastępczych. Sieciowa kafejka wydaje się idealna, dopóki się nie okaże, że głośne rozmowy o życiu rozpraszają nie mniej niż szczekający w domu pies, a codzienny wydatek 20 zł na kawę nie do końca wpisuje się w oszczędnościowy model pracy zdalnej. Wielu wolnych strzelców do wspólnych biur trafiło właśnie z kafejek (w których na telefony służbowe jest za głośno) czy bibliotek (w których rozmawiać nie wolno).