Cmentarz przeklętych
W Gliwicach kilka tygodni temu odkryto 17 grobów z XV wieku, w których pochowano wampiry. To nie pierwsze tego typu groby odnalezione w Polsce
W tym samym czasie Augustin Calmet, mnich z zakonu benedyktynów, w „Rozprawie o pojawieniu się duchów i wampirów" spisał swoje przemyślenia i obserwacje z podróży m.in. po Śląsku i Morawach jako głównych rejonach wampiryzmu, podkreślając przy tym szczególną wiarygodność świadków zdarzeń i ich opowieści dotyczących wampirów.
O skali problemu i o tym, że zapanowanie nad wiarą ludu było wręcz niemożliwe, świadczy również rozporządzenie cesarzowej Marii Teresy, w którym miłościwie panująca jasno określa, że odtąd tylko za zgodą i z udziałem urzędnika państwowego księża będą mogli dokonywać pochówków podejrzanych o wampiryzm, a także odprawiać wszelkie sakramenty nad zmarłymi, u których zachodzi podejrzenie o wampiryzm. W szczególności cesarzowa kierowała swoje rozporządzenie do zakonów, ponieważ w wielu wypadkach to właśnie mnisi czynnie udzielali się w zakresie egzorcyzmowania czy pochówków wampirycznych.
Wraz z rozwojem techniki, a przede wszystkim medycyny, która pozwala na lepszą diagnozę stanu chorych, zmniejszyła się liczbę podejrzeń o wampiryzm. W wielu wypadkach okazywało się, że dziwne odgłosy na cmentarzach były wynikiem pochowania wciąż żywych osób. Zmieniło się także podejście do kalectwa – nie uznawano go już za diabelskie przekleństwo. Ograniczenie liczby zgonów dzieci, poronień i porodów zakończonych śmiercią także poprawiło sytuację. Gdy ludzi mających wystające zęby, bladą skórę, przekrwione oczy i światłowstręt zaczęto diagnozować jako chorych na porfirię, a nie wampiryzm, Europa odetchnęła. Ulga nie była jednak głęboka, ponieważ porfiria to choroba bardzo rzadka, nie może być więc mowy o masowych zachorowaniach połączonych z występującymi zarażeniami i szczególnie dobrym zachowaniem zwłok po śmierci, co opisywano w przytaczanych historiach.
Oczywiście racjonalne podejście zaleca całkowite wyzbycie się wiary w wampiry i gusła, o których pisał nie tylko Bram Stoker, ale także polscy autorzy, m.in. Mickiewicz w „Dziadach" czy Kraszewski w „Starej Baśni". Nieracjonalnie, ale wiarygodnie brzmią jednak opowieści z mniejszych i większych miast Polski, gdzie zmarłym wciąż wkłada się do ręki święty obrazek albo różaniec, by spojrzeli na coś świętego, jeśli otworzą oczy w trumnie. Żyjącym zaleca się uważać, żeby nie spali z nogami skierowanymi w stronę drzwi (bo grozi to rychłą śmiercią i – według starych podań – ukąszeniem przez wampira), a zmarłych nakazuje się wywozić wyłącznie „nogami do przodu". Skierowanie głowy zmarłego w stronę drzwi oznaczało, że może się stać wampirem. Mimo że dziś można się doszukać racjonalnych powodów, dla których ciało w trumnie nawet po kilku latach wygląda na nienaruszone, naszą wyobraźnię wciąż pobudzają historie, w których słyszymy o niezidentyfikowanych postaciach pojawiających się nocami w okolicach wsi, zwierzętach zagryzionych pod osłoną nocy w zagrodach czy zaginionych bez śladu ludziach. I starsi, i młodsi pamiętają przecież, że jeszcze niedawno ciała zmarłych przed pogrzebem trzymano w trumnach w domach i ile nerwów kosztowała noc spędzona w pokoju za ścianą.
Za pomoc merytoryczną dziękuję dr Magdalenie Ogórek, historykowi Kościoła, i dr. Jackowi Pierzakowi, archeologowi.