Odżałuj na brylanty
Najmniejsze z brylantów kosztują już 2 tys. zł, a w ciągu pięciu lat ich wartość może się nawet podwoić
Złoto i srebro inwestycyjne coraz częściej stają się częścią oszczędności i inwestycji Polaków. Tymczasem nieco w cieniu metali szlachetnych wciąż pozostają diamenty. Ich właściwości fizyczne, rozwinięty system certyfikacji i dość stabilny wzrost cen od lat sprawiają, że to doskonała alternatywa, szczególnie dla inwestorów, którzy cenią sobie spokój.
Po zapoznaniu się z wykresem cen brylantów łatwo dostrzec, że ich wartość historycznie ciągle rosła i na rynku nie odnotowuje się znacznych korekt ani spadków. Jeśli lokujemy pieniądze w brylantach, mamy pewność, że inwestycja jest stosunkowo odporna na sytuację rynkową i zawirowania polityczne. Podaż i popyt kontroluje uznany system monitorowania – Rapaport.
Przede wszystkim certyfikat
Każdy, kto rozważa inwestowanie w brylanty, powinien dobrze znać zasady certyfikowania. Rozwinięta certyfikacja brylantów to wynik zapotrzebowania ze strony klientów, którzy chcą mieć pisemną gwarancję nabytych aktywów i pewność, że zakupiony kamień szlachetny spełnia wymogi zagwarantowane przez dostawcę.
Trzeba mieć świadomość, że laboratoriów gemmologicznych, które wykonują ekspertyzy diamentów, jest coraz więcej, ale tylko nieliczne z nich są uznawane na całym świecie. Jeśli nie chcemy mieć w przyszłości problemu z odsprzedażą kamienia, powinniśmy zadbać o to, by nasz brylant posiadał akredytację jednego z czołowych, niezależnych instytutów.
Nabywając kamień certyfikowany przez laboratorium o nieugruntowanej renomie, ryzykujemy, że jego parametry nie będą zgodne z zapewnieniami. Na rynku jest wiele oszlifowanych diamentów, którym przypisana jest niewłaściwa czystość, kolor, a nawet masa. Brylanty te zazwyczaj są dostępne w bardzo atrakcyjnej cenie, nierzadko znacznie poniżej ceny Rapaportu.
Kolejnym zagrożeniem, z jakiego musimy zdawać sobie sprawę, jest ryzyko zakupu imitacji brylantu – moissanitu albo cyrkonii z doklejoną koroną z prawdziwego diamentu. Moissanity charakteryzują się podobną twardością, współczynnikiem załamania światła, a nawet gęstością. Niedoświadczony inwestor ma niewielkie szanse, by odróżnić diament od tych substytutów. Największym problemem, jakiego może nam przysporzyć zakup brylantu o niepewnej akredytacji, jest spieniężenie inwestycji.
Brak certyfikatu renomowanego instytutu gemmologicznego przy sprzedaży znacznie ograniczy grono potencjalnych klientów. Takiego problemu na pewno mieć nie będą inwestorzy, którzy nabędą brylant posiadający gwarancję jednego z trzech najbardziej znanych na świecie instytutów. Jednym z nich jest IGI – International Gemological Institute, największy na świecie ośrodek badania diamentów. Jego siedziby znajdują się w Antwerpii, Nowym Jorku, Tokio, Dubaju czy Szanghaju. IGI zasłynęło m.in. stworzeniem kompleksowego schematu oceniania oszlifowanych diamentów oraz zbudowaniem własnego spektrometru, który rozpoznaje syntetyczne diamenty. Od 2010 r. instytut pracuje nad systemem oceny diamentów o niewielkiej gramaturze (poniżej 0,5 karata), który dotychczas był słabo rozwinięty.
Równie prestiżowym instytutem jest GIA – Gemological Institute of America. Został założony w 1931 r. przez jubilera Roberta M. Shipleya i jego żonę Beatrice. Początkowo opierał się na domowej ekspertyzie na pożyczonym mikroskopie. Dzisiaj GIA ma 10 profesjonalnych laboratoriów i 13 szkół, które wykształciły ponad 200 tys. absolwentów. Instytut może się poszczycić stworzeniem diamentowej skali kolorów od D do Z, odkryciem identyfikacji efektu fluorescencji diamentu oraz usystematyzowaniem systemu oceny szlifu.
Trzecim uznanym na całym świecie laboratorium gemmologicznym jest HRD Antwerp Institute of Gemmology. Jego siedziba mieści się w Antwerpii, gdzie trafia ponad 80 proc. wszystkich nieoszlifowanych kamieni i gdzie znajdują się cztery największe giełdy diamentowe, w tym najstarsza na świecie Diamant-club, założona w 1893 r.