Gwarancja bez pokrycia
Na deregulacji notariuszy stracimy wszyscy. Nie tylko sami rejenci, ale także klienci ich kancelarii
Przeciętny Polak trafia do kancelarii notarialnej kilka razy w życiu: kiedy kupuje dom, otrzymuje darowiznę czy spadek albo gdy sam podejmuje decyzję, w jaki sposób podzielić dorobek swojego życia pomiędzy najbliższych. Notariusz jest obecny, gdy załatwiamy najważniejsze sprawy majątkowe, często wtedy w grę wchodzi dorobek wielu lat pracy. Dla większości z nas „załatwienie sprawy u notariusza" jest ostatecznym potwierdzeniem zgodności z prawem dokonanej czynności, gwarancją, że jego wola spisana w akcie notarialnym zostanie zrealizowana. W realiach, jakie stworzyła ustawa deregulacyjna, już niedługo może się okazać, że w wyniku błędów powstałych z często niezawinionego braku doświadczenia młodych notariuszy nie jesteśmy np. właścicielami domu, w który zainwestowaliśmy oszczędności całego życia.
Chybiona koncepcja
Już sama koncepcja dołączenia naszego zawodu do listy zawodów deregulowanych była chybiona, a wynika to głównie z braku zrozumienia roli, jaką notariusze pełnią w polskim systemie prawnym. Dotychczas notariusz to przede wszystkim funkcjonariusz publiczny, gwarantujący w imieniu państwa poprawność czynności prawnych oraz bezpieczeństwo naszych majątków. Notariusz działa nie tylko wtedy, gdy obywatel nie potrafi sam skonstruować umowy. Jego praca nie ogranicza się do sporządzania dokumentów według ustalonego schematu i uprawomocniania zawartych w nich treści przybiciem pieczęci z orłem. Przede wszystkim pełni rolę kontrolną i gwarancyjną, a u podstaw jego działania leżą zasady bezstronności i niezależności. Oznacza to, że przy załatwianiu sprawy musi on zagwarantować zabezpieczenie interesów każdej ze stron w nią zaangażowanych, w tym interesu państwowego. Jak to wygląda w praktyce? Otóż jeśli do kancelarii notarialnej przychodzi obywatel X z zamiarem sprzedaży obywatelowi Y domu nabytego w spadku, to rejent przy sporządzeniu aktu notarialnego ma obowiązek zagwarantowania równowagi interesów nie tylko X i Y, ale także zadbania o interesy osób trzecich (np. ich wierzycieli), nawet jeśli nie są oni bezpośrednio zaangażowani w planowaną transakcję. Jeśli pojawi się jakakolwiek wątpliwość w tym zakresie, musi odmówić dokonania czynności, czyli, mówiąc językiem wolnego rynku, zrezygnować z zarobku. I tu pojawia się problem – notariusz jest także przedsiębiorcą prowadzącym na swój rachunek kancelarię notarialną, a kiedy odmawia dokonania czynności, pozbawia się dochodu.
Ustawa deregulacyjna przede wszystkim zajmuje się notariuszem jako przedsiębiorcą, którego nadrzędnym celem jest wypracowanie zysku z prowadzonej działalności gospodarczej. Kłóci się to z faktem, że notariusz to jedyny spośród zawodów objętych pierwszą transzą deregulacji, który realizuje tylko zadania określone przez państwo i któremu państwo określa wysokość wynagrodzenia (taksa notarialna).
Nie jest możliwe pogodzenie zasad, które obowiązują notariuszy jako osoby zaufania publicznego, z ich pełną konkurencyjnością jako samodzielnych przedsiębiorców. Deregulacja zmuszająca notariuszy do działania w warunkach wolnej gry rynkowej pogłębia istniejące już problemy i uderza w podwaliny zawodu – wymóg niezależności, bezstronności i zachowania tajemnicy. Od notariuszy wymaga się odwagi odmówienia sporządzenia aktu prawnego klientowi, jeśli czynność, której chciałby dokonać, jest sprzeczna z prawem. W jaki sposób pogodzić to z nieograniczoną konkurencją oraz koniecznością zabiegania o klienta i pieniądze?
Państwo, wprowadzając obowiązek nadawania niektórym czynnościom, np. zakupowi nieruchomości, formy aktu notarialnego, musi zagwarantować każdemu klientowi kancelarii notarialnej dostęp do takiej samej jakości usług. Akt notarialny musi zawierać dokładnie te same treści i być tak samo skuteczny niezależnie od tego, w której kancelarii został sporządzony. Pole do konkurowania jakością usług jest tu więc minimalne.