
Po nich choćby potop
Nasi politycy w końcu się zorientowali, że mają wielki problem o nazwie demografia. Populacja gwałtownie się starzeje, a to prowadzi do nieuchronnych napięć w budżecie państwa
Proces ten jest następstwem prowadzonej od '89 r. polityki, za którą odpowiadają ludzie obecnego systemu politycznego. Trudne czasy powodują wielkie wyzwania, którym politycy nie są w stanie sprostać. Próby ratowania sytuacji przypominają gaszenie pożaru za pomocą węża ogrodowego. Rozwiązania, jakie wprowadzono, czyli ukrócenie przywilejów emerytalnych czy pseudoreforma emerytalna poprzez podwyższenie wieku emerytalnego, to tylko kupowanie czasu. Trwa odcinanie kuponów, a młodszym pokoleniom politycy zostawią gorący kartofel. W myśl zasady – po nich choćby potop. Jak bardzo można podnosić wiek emerytalny? W tej chwili już wiadomo, że jeżeli nic nie zrobimy, to ten wiek będzie trzeba podnieść jeszcze bardziej. Donald Tusk obiecywał, że te zmiany pozwolą, by system emerytalny przetrwał. Skłamał.
Podobnie jak skłamał, mówiąc, że nie spowoduje to podwyższenia kosztów funkcjonowania państwa. Jednak już chwilę po tym, jak padły zarzuty, że ludziom starszym ciężko będzie znaleźć pracę, powołał specjalny społeczny komitet ds. aktywizacji osób starszych. Państwo opiekuńcze wszak zobowiązuje. Bardzo szybko społeczny komitet został przekształcony w radę, następnie w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej powołano specjalny departament, już nie społeczny, ale jak najbardziej regularnie opłacany. Ta gangrena idzie dalej. Wkrótce administracja samorządowa pójdzie w ślady ministerstwa. Przypomina to wszystko miniony ustrój. Rząd bowiem generuje problemy, by następnie z nimi radośnie walczyć. Za nasze pieniądze, przejadając je i nie dokonując rzeczywistych, koniecznych reform.