Nauczanie musi być interesem
Przymus edukacji należy znieść. Rodzice i tylko rodzice powinni decydować o tym, czy dziecko idzie do szkoły, w jakim wieku i do jakiej
Dawniej bank udzielał mi pożyczki albo brał ode mnie pieniądze na procent. Teraz banki „sprzedają swoje produkty". Nawet za komuny nie było podobnej dominacji języka produkcji. Jednym z wyjątków jest system oświaty. Zarówno nauczyciele, jak i edukatorzy (pasożyty żerujące na tym systemie), ale też sami rodzice z oburzeniem odrzucają myśl, że edukacja mogłaby się okazać „produktem". Tymczasem tak właśnie jest. Dla automobilisty samochód to jego miłość, ale z punktu widzenia realisty – beczka z benzyną z przyczepionym motorem, przerabiająca świat z Korwin-Mikkem w Karczewie w świat z Korwin-Mikkem w Józefowie.
Robot czy bakteria?
Szkoła to maszyna przerabiająca ucznia mającego jakieś wiadomości i jakieś odruchy – w absolwenta wyposażonego w inną wiedzę i inne odruchy. Szkoła NIE służy do tego, by przechowywać ucznia w czasie, gdy rodzice pracują (to jej nowa funkcja, nieistniejąca dawniej, gdy kobiety były paniami domu, a nie popychadłami w pracy zawodowej). Albo też przetrzymywać pod przymusem w swoich murach, by nie trzeba było tworzyć dla niego miejsca pracy i by nie robił „nieuczciwej konkurencji" starszym! Szkoła NIE jest też po to, by nauczyciele, dyrektorzy, woźne, sprzątaczki, sekretarki i edukatorzy mieli pracę – czyli: mogli brać za coś pieniądze. Ani po to, by ministrowie edukacji mieli czym rządzić, a politycy zdobywali punkty wyborcze.
Tymczasem dziś właśnie TO wydaje się głównym celem istnienia szkoły. Przynajmniej z punktu widzenia nauczycieli, dyrektorów, urzędników i polityków. Dlatego tym wszystkim ludziom należy uniemożliwić wywieranie wpływu na szkolnictwo. To KTO miałby kształtować szkolnictwo? O tym właśnie będę pisał.
Celem szkoły jest nauczanie. I, oczywiście, to nauczanie musi być operacją opłacalną. Przerabiać trzeba półprodukt na produkt, a nie odwrotnie. Całość nauczania nazywamy „systemem szkolnictwa". Może być zorganizowany jak robot: każdy ruch jest doskonale przewidywalny i racjonalny – bo racjonalność jest wpisana w jego program. Może też być luźny, jak kolonie bakterii na ludzkiej skórze: nikt nimi nie steruje, nie wiemy nawet do końca, jakie tam żyją i jak ze sobą współpracują. Ale nasza skóra potrafi z nimi znakomicie współżyć, natomiast ich brak odczuwamy w sposób bardzo przykry. Pierwszy z systemów jest doskonały – ale sztywny. Doskonałość to śmierć. Drugi system jest bardzo elastyczny, więc bardzo odporny na zmiany i dopasowujący się do nich; pewne gatunki bakterii i drobnoustrojów się rozwiną, inne się przyczają – i już skóra może działać w nowych warunkach.