Fiasko Szlachetnego Eksperymentu
Amerykańska próba wprowadzenia prohibicji dowiodła, że niemal każdy zakaz prowadzi do skutków odwrotnych niż te, które zakładają jego zwolennicy
W latach 40. XIX wieku nastąpił wzmożony napływ niemieckich, holenderskich i skandynawskich protestantów do Ameryki. Na celowniku tych pietystycznych środowisk, wśród których w sposób szczególny wyróżniali się swoją aktywnością metodyści, baptyści, kwakrowie, wyznawcy Kościoła Chrystusa oraz prezbiterianie, znalazły się wszystkie spożywcze wyroby alkoholowe, uznawane za praprzyczynę „wszelkiego zła i zgorszenia". Jak grzyby po deszczu wśród mniejszości luterańskiej zaczęły powstawać liczne stowarzyszenia walki z pijaństwem i wolną sprzedażą trunków. Opinia publiczna nadała im miano „suchego ruchu", którego postulatem naczelnym było wprowadzenie takich zmian w konstytucji, które zakazywałyby sprzedaży i spożycia wyrobów alkoholowych na terenie całych Stanów Zjednoczonych.
Piwowarski koniec świata
W opozycji do postulatów „suchego ruchu" stały głównie środowiska Amerykanów i imigrantów pochodzących z krajów katolickich i wyznawców Kościoła episkopalnego. Najliczniejszą grupę etniczną w Ameryce stanowili potomkowie przybyszów oraz nowi imigranci z zachodnich i południowych landów Niemiec, zamieszkanych głównie przez katolików. Ich słynną dewizą było powiedzenie: „Kto nie kocha wina, żony i muzyki, będzie głupcem przez całe życie!". Z tym stylem życia chętnie utożsamiali się także imigranci z Polski, Czech, Węgier, Włoch czy Irlandii. Ich potomkowie do dzisiaj zachowali obyczaj niezwykle kolorowych obchodów październikowego święta chmielu Oktoberfest i nawet mieszkańcy Monachium bywają zdumieni rozmachem i atmosferą amerykańskich wersji tego festynu, organizowanych głównie w Columbus, stolicy stanu Ohio, oklahomskiej Tulsie oraz w Cincinnati.