Film dookoła głowy
Gruchnęła wieść, że w Polsce będą wyświetlane filmy sferyczne, pokazywane na ekranie okrągłym, obejmującym 360 stopni. Czy to rzeczywiście nowość? Ależ skąd!
Kino wagonowe i inne
To kino od strony kamery. A kino od widowni? Z początkiem XX wieku do kina chodził już cały świat. Do kina? Skąd! To nie były kina, to były pałace pełne zdobień, stiuków, złoceń, kotar i kandelabrów. Wiodły do nich amfiteatralne schody, w głównym hallu tryskała fontanna. Pierwsze superkino, nowojorski Regent (1913), aż kapało od złota co jednorazowo mogło podziwiać 1845 widzów. W ciągu następnej dekady takich kin wybudowano cztery tysiące. Te na Wschodnim Wybrzeżu jeszcze nazywały się skromnie: Rialto, Tivoli, Roxy (koszt: 12 mln dolarów), ale te w Los Angeles już pełną gębą: Million Dollar Theatre czy Egyptian Theatre. Taki Paradise Theatre w Chicago imitował architekturę francuskiego renesansu. Pracownicy nosili mundury z pełnym szamerunkiem, a widzów witała specjalnie skompletowana kinowa orkiestra. A przecież jeszcze tak niedawno (1908) rewolucją było skonstruowanie sali kinowej z pochyłą podłogą. Kiedy do Ameryki zapukał kryzys, te świątynie sztuki w sobotnie poranki zapełniały się dziatwą, a o północy zaludniali je Afroamerykanie za zniżkowymi biletami. Były też sale do gry w bingo i loterie fantowe.
I kolejne eksperymenty. Garden Cinema pokazywało filmy w miejskich ogrodach po zmierzchu. Widzowie oglądali je z leżaków. Pojawiły się kina uliczne głównie dla żołnierzy na przepustce. Kino uruchomiono w wagonie kolei transsyberyjskiej – bilet kosztował 50 kopiejek. Nadieżda Krupska i Wiaczesław Mołotow byli pomysłodawcami uruchomienia kina na barce holowanej po Wołdze. Kino na lotnisku po raz pierwszy uruchomiono w Pradze, a na dworcu kolejowym działało m.in. we Wrocławiu. Projekcje w więzieniach jako pierwsza wprowadziła Australia. Kina samochodowe to już standard.
Jaki jednak był najważniejszy zysk z budowy zarówno tych pałaców, jak i bud jarmarcznych? Otóż świat zaczął się przyzwyczajać do wizyt w kinie, jak wcześniej przyzwyczajony był do coniedzielnej mszy. I nawet gdy w najczarniejszych latach kryzysu znów siadał na brudnych ławkach w namiotach cyrkowych, to nic nie było w stanie odwieść go od głośnej premiery.
Na takich zdeklarowanych orędowników kina Hollywood postawiło w latach 70. Przede wszystkim w kinach pałacach urządzano pokazy przedpremierowe za o wiele wyższą cenę. W domyśle dla elity. Aby powoli budować legendę obrazu. I popularność obrazu rozlewała się na cały świat. Ale i tu przyszła rewolucja. Wytwórnia Universal postawiła na bombardowanie. Premierowy film szedł naraz w 464 najważniejszych kinach Ameryki. Liczyła się frekwencja w weekend otwarcia. Tak wytwórnie lansowały „Szczęki" czy „Ojca chrzestnego". Fani zresztą i tak oglądali ulubione filmy po kilka razy i co najważniejsze, obkupowali się w okołofilmowe gadżety. Początkowo z „Gwiezdnych wojen": komiksy, albumy z muzyką, figurki bohaterów. Chadzali też do tematycznych parków rozrywki i jeszcze po latach przyprowadzali tam swoje dzieci.
A dzisiaj? Owe „dream palaces" zostały zastąpione multipleksami, które mają coś z supermarketu. Tu w sąsiedztwie gigantycznej galerii handlowej działa obiekt z kilkoma salami projekcyjnymi. Zresztą też nic nowego: były takie już w latach 30. Multiplex jednak nie wyświetla w tych licznych salach obrazów dla wyselekcjonowanej widowni wszędzie idą widowiskowe hity. Obliczone na klientów supermarketu, którym po zakupach należy się relaks. Szacuje się przy tym, że aż 40 proc. zysku generowanego przez multipleksy pochodzi ze sprzedaży okołofilmowych gadżetów, o popcornie nie wspominając. No, ale widz przyjdzie, bo tu ma wygodny parking, obraz jakości cyfrowej i w trzech wymiarach.
A jak popcorn wejdzie między zęby, to zawsze można go popić colą z promocji.