
Nagi instynkt
Wizyta Johna Kerry’ego, sekretarza stanu USA, okazała się mniej owocna niż wcześniejszy pobyt w Warszawie aktorki Sharon Stone
Pierwszą wizytę amerykańskiego sekretarza stanu Johna Kerry'ego w Warszawie można zaliczyć do najbardziej bezowocnych i pozbawionych treści spotkań dyplomatycznych w historii stosunków polsko-amerykańskich. O wiele tańsza i korzystniejsza dla sojuszu obu krajów byłaby wizyta Kaczora Donalda, łudzącego nas zniesieniem wiz do Disneylandu na Florydzie.
Kosztowne wojaże
Amerykanie niechętnie przyglądają się kosztownym podróżom zagranicznym swoich polityków. W 2009 r. przez amerykańskie media przetoczyła się fala krytyki wobec parlamentarzystów Partii Demokratycznej zasiadających w Senackiej Komisji Spraw Zagranicznych (the Senate Foreign Relations Committee), którzy wykorzystywali swój budżet do opłacania licznych luksusowych podróży. Głównym obiektem tej krytyki był senator John Kerry, który w samym tylko 2009 r. wydał łącznie 746 tys. dolarów na 75 podróży zagranicznych do 50 krajów. Część z odwiedzonych przez niego państw to obszary nienależące do strategicznej czołówki zainteresowań amerykańskiej gospodarki czy dyplomacji. Konia z rzędem temu, kto umiałby uzasadnić pełne przepychu podróże senatora do Laosu, Mołdowy czy Islandii.
Oczywiście wizyta szefa amerykańskiej dyplomacji jest nieporównywalnie droższa od półformalnych podróży szefa komisji senackiej. Sekretarz stanu podróżuje wraz ze swoimi współpracownikami specjalnie dostosowanymi do jego potrzeb luksusowymi samolotami typu Boeing 757-200 oraz Boeing 737, które noszą oznakowania sił powietrznych C-32 A i C-40 B. Czy te loty są dużym obciążeniem dla budżetu amerykańskiego Departamentu Stanu? W 2013 r. John Kerry zabiegał o 51,6 mld dolarów dla swojego resortu, czyli o 800 mln dolarów więcej niż rok wcześniej, mimo że USA osiągnęły limit zadłużenia publicznego. Thomas Nides, zastępca sekretarza stanu do spraw zaopatrzenia i wydatków, twierdzi, że sekretariat stanu dzieli swoje wydatki na cztery zasadnicze cele. Pierwszym jest wspomaganie państw znajdujących się na,, linii frontu". Z tego tytułu 23 proc. wydatków budżetu amerykańskiej dyplomacji trafiło do Iraku (4,8 mld dolarów), Afganistanu (4,6 mld) oraz Pakistanu (2,4 mld). W 2013 r. do 274 ambasad, konsulatów i misji amerykańskich trafiło zaledwie 21 proc. środków budżetowych resortu. Znacznie mniej niż wynosi kapitał programu pomocy humanitarnej, którą amerykańska dyplomacja kieruje w najodleglejsze miejsca na świecie. 28 proc. budżetu amerykańskiej dyplomacji stanowi pomoc dla obszarów objętych konfliktami zbrojnymi, a 10,4 mld dolarów trafiło w tym roku do najbardziej potrzebujących ludzi na całym świecie, w tym do ponad 6 mln nosicieli wirusa HIV. To gigantyczna, nieporównywalna z żadnym innym rządowym programem, ofiarność amerykańskich podatników dla potrzebujących na całym świecie. Nie zmienia ona jednak faktu, że szefowie amerykańskiej dyplomacji są od lat krytykowani za rozrzutność i marnotrawstwo środków publicznych na jałowe podróże po świecie lub zbyteczne wydatki dla swoich podwładnych.Podczas warszawskich rozmów sekretarza stanu USA ani razu nie padło pytanie o amerykański program wizowy dla Polaków