Jak być uwielbianą elitą?
Poznańskiej „elicie” pedofil nie przeszkadzał, nie uwierał, nie budził moralnej grozy. I razem z nim z własnej woli stoczyli się na samo dno
Młodzi Polacy są przekonani, że totalitarny potwór został w mitycznych czasach ubity i nie warto tracić czasu na zajmowanie się podobnymi bzdurami. Historycznie rzecz biorąc, mają rację, ale w praktyce nie do końca. Aby tę dwoistość zrozumieć, należy sięgnąć po książkę Marcina Kąckiego „Maestro". To efekt dziennikarskiego śledztwa, jak przez 40 lat funkcjonować mógł w środku Europy pedofilski układ w dziecięcym chórze. Układ, o którym – jak pisze ze smutkiem autor – „wiedziało całe miasto. Urzędnicy, artyści, dziennikarze, rodzice chórzystów..." I jeszcze jedna, niebagatelna uwaga – oto pada PRL, Jałta, mur berliński, Układ Warszawski i ZSRR, ale w Polskich Słowikach wykorzystywanie dzieci kwitnie w najlepsze, a nowi radni, z obywatelskiego wyboru, wydawałoby się – szlachetni i nieprzekupni, nadal kryją zorganizowaną pedofilię, jakby nic się między PRL a III RP nie zmieniło.
W prasowych relacjach całą uwagę koncentruje Demon, menedżer, dyrygent, człowiek, który się na znanej w świecie chórów marce po prostu się uwłaszczył. Rozmówcy Kąckiego powtarzają jak mantrę: on manipulował, korumpował, deprawował... W ten sposób rodzi się obraz wcielonego Zła, które niechybnie przybyło z kosmosu i dokonało moralnej masakry czcigodnych poznańskich mieszczan. Dokładnie tak samo Niemcy rozliczali się z Hitlerem, Rosjanie ze Stalinem, a my z Bierutem. Zło Demona nas samych rozgrzesza, wszak ulegliśmy sile, terrorowi, manipulacji i propagandzie. I gdyby Kącki pozostał na tym poziomie śledztwa, jego książka nie byłaby warta uwagi. Ale on drąży inny wątek: dlaczego, jeżeli „wszyscy wiedzieli", nikt nie reagował? Trawersując opowiadanie Hłaski, w „Maestro" pada najważniejsze pytanie: dlaczego „wszyscy byli odwróceni"? Albo jak w ostatnim filmie Stanleya Kubricka: dlaczego mieli „oczy szeroko zamknięte"?