Teorie z powietrza
Zastąpienie rzeczywistości propagandą kończy się rzucaniem koktajli Mołotowa w ludzi o innych poglądach
Tęcza, do niedawna symbol społeczności LGBT, stała się nagle symbolem pojednania człowieka z Bogiem, co bez skrępowania podkreślali wszyscy ateiści oraz homoseksualiści, równocześnie ochoczo podpisując „apel o obronę tęczowej homo-Polski". Co się takiego stało? Nic. Po prostu starano się wyszydzić podpalaczy tęczy, bo „musi być, że to katolicy podpalili". Przypuszczenie wzięte z powietrza, jak zwykle zresztą, w całości oparte na znanym już mechanizmie „przecież powszechnie wiadomo". Ta metoda umożliwia lewicowym dziennikarzom formułowanie całych teorii i tworzenie długich tekstów zbudowanych tylko na własnych wyobrażeniach.
Agata Passent bez głębszego wdawania się w szczegóły, bez zbędnych badań (bo po co sprawdzać, skoro ona już wie?) i bez uzasadnienia wyrokuje: „Podpalacze tęczy to zakompleksieni, niewykształceni chuligani z małych miast i wsi, zazdroszczący Warszawie tak pięknego monumentu". Skąd wie? Nieważne. Na pewno ma rację, bo przecież wszyscy to wiedzą, tylko „nareszcie ktoś odważył się to powiedzieć" (inny oklepany frazes stosowany zawsze, gdy ktoś jest na tyle odważny, aby dowalić Kościołowi, Polakom, narodowcom czy Kaczyńskiemu. Cóż, widać, ile w tym środowisku znaczy słowo „odwaga"). Tylko co na to Tomasz Lis i Grzegorz Miecugow? Czy pani Agata nie rozpęta jakiejś wojny w środowisku, skoro tak bezpardonowo atakuje widownię programów Lisa i „Szkła kontaktowego" (zainteresowanych odsyłam do tekstu „Kłamstwo statystyczne" w „Uważam Rze" nr 42)? Choć to chyba jednak niewielkie ryzyko. Wszak Lis już kiedyś podczas debaty na uniwersytecie dobitnie wyraził się o swojej publiczności per „barany".