
Wolność, równość, kinematografia
Parytety w polityce? To już znamy. Szwecja idzie dalej – zasadę równowagi płci wprowadza do kina
Żadnych parytetów! Ani w kwestii płci, ani rasy, ani polityki czy seksu! Film od początku trzymał się tej zasady i nieźle na tym wychodził. Teraz chcą wprowadzić do Hollywood parytety. Nie dość, że na siłę, to jeszcze tylnymi drzwiami. Tylnymi drzwiami, bo przez Szwecję. Tam właśnie wprowadzają tzw. test Bechdel, oceniający równowagę płci w dziele filmowym. Tytuł może otrzymać najwyższą notę „A" pod warunkiem, że występują w nim w rolach wiodących przynajmniej dwie panie, które rozmawiają na ekranie na tematy inne niż mężczyźni. No, tego testu nie przeszłoby – lekko licząc – 80 proc. tego, co w kinie oglądamy od przeszło 100 lat. A parytet to bynajmniej nie jest taka prosta sprawa.
Kobieta jako paprotka
Kino od początku było zabawką męską i to panowie najczęściej stawali przed kamerą. Zarówno panowie fikcyjni, jak i ci wypożyczeni z kart historii. No bo zobaczmy. Ci fikcyjni to: Sherlock Holmes (grało go blisko 100 aktorów, w tym jeden czarnoskóry). Dalej: Drakula (160 wcieleń aktorskich), potem Frankenstein (115 wersji), Tarzan (98) i Zorro (marne 70). Główny peleton zamyka Robin Hood (58 odtwórców).
W gronie ekranowych mężczyzn historycznych prym wiedzie Napoleon (znalazł blisko 200 odtwórców). Dalej: Abraham Lincoln (137), Jezus (przeszło 150), Lenin (ok. 90), Hitler (ok. 80), Stalin (44). Najsłabiej wypadli w tym zestawieniu: Rasputin (29) i sir Winston Churchill (21). Historyczne panie plasują się poza czołówką. Najczęściej filmowano Kleopatrę (40 filmów), królową Elżbietę I (32) i Joannę D'Arc (21).