Frank zwany pożądaniem
Zadłużeni mają szanse odzyskać stracone pieniądze w sądzie albo zarabiając w Szwajcarii
Wszyscy, którzy skuszeni wizją solidnej szwajcarskiej waluty zaciągnęli przed kilkoma laty kredyty mieszkaniowe we frankach, zamiast zyskać, liczą straty. A te sięgają już nierzadko równowartości pożyczki. Według prognoz frank miał być dużo słabszy niż złoty, a dzisiaj to już ok. 3,5 złotego. Dłużnicy, zamiast płakać w nieskończoność w poduszkę, postanowili działać. Pierwsze sprawy wytoczone bankom trafiły już do sądów. Powstają także stowarzyszenia kredytobiorców walczących o swoje prawa. Wielu planuje także skorzystać z otwarcia szwajcarskich granic w maju 2014 r.
Justyna Kopczyńska skończyła finanse na Uniwersytecie Warszawskim. Szybko znalazła dobrze płatną pracę i podjęła decyzję o zakupie własnego mieszkania w stolicy. Kredyt we frankach miał być strzałem w dziesiątkę. Zachęcona kryzysem szwajcarskiej waluty, zapowiadanym przez swoich mentorów ekonomistów, śladem setek tysięcy Polaków zaciągnęła pożyczkę. Na ponad 300 tys. zł. Dziś kwota jej zobowiązania jest dwa razy wyższa. – Oprócz tego, że bank co miesiąc przelicza walutę po najwyższej i najdogodniejszej dla siebie stawce, to jeszcze co roku muszę wpłacać ok. 6 tys. zł depozytu za przeliczanie waluty i zabezpieczenie spłaty kredytu – mówi Kopczyńska.