Konserwatywny świat fantasy
Czy zamiłowanie do powieści fantasy jest deklaracją polityczną? Chyba jednak nie. Ale ten gatunek prozy przesiąknięty jest duchem konserwatyzmu
Jedną z najpopularniejszych i najzabawniejszych zarazem legend środowiskowych, jakie krążą wśród polskich miłośników literatury fantasy, a wśród wielbicieli prozy J.R.R. Tolkiena w szczególności, jest opowieść o recenzji „Władcy Pierścieni", zamieszczonej ponoć w maju 1971 r. na łamach „Czerwonego Sztandaru". Tekst ten, znany z licznych kopii dostępnych w internecie i nierzadko namiętnie dyskutowanych, interpretujący kanoniczne dzieło gatunku w kategoriach walki klasowej między imperialistyczną krainą elfów i czarodziejów a socjalistycznym Mordorem, to w rzeczywistości napisana znacznie później parodia stylu i ducha komunistycznej propagandy. Żywotność tego literackiego żartu, komentowanego przecież do dzisiaj i wciąż odkrywanego przez młodsze roczniki czytelników, da się wytłumaczyć udaną imitacją języka publicystyki tamtej epoki, oddającą jego infantylizm i karykaturalną programowość. Można się jednak pokusić o jeszcze jedno wyjaśnienie.
Otóż fikcyjna recenzja długo uchodziła za prawdopodobną i wiarygodną, ponieważ – co jest już od dawna przedmiotem zainteresowania badaczy tematu – literatura fantasy, podobnie jak inne gatunki literatury popularnej, jest naprawdę uwikłana ideologicznie. Nie oznacza to, że pełni rolę służebną wobec tej czy innej aktualnej opcji politycznej, chociaż przytrafiały się jej i takie epizody. Oznacza natomiast, że konsekwentnie wybiera i propaguje konkretną wizję świata, choć na ogół czyni to dość dyskretnie, a bywa, że również z prześmiewczym dystansem.Świat fantasy najlepiej czuje się w średniowiecznym, rzadziej antycznym, kostiumie