Lewak hipokryta
Chyba zostanę lewicowcem. Żadnych stresów, dylematów moralnych, a przy okazji można rozliczać innych wedle ich systemu wartości
Lewa strona uważa siebie samą za otwartą i tolerancyjną. Jak jest w rzeczywistości, mieliśmy okazję widzieć wielokrotnie. Nasz marsz jest słuszny, inne należy blokować. Przeszkadzanie w naszym wykładzie to cenzura i faszyzm, ale gdy my przeszkadzamy, to wyraz wolności. Aby sztuka była ciekawa, powinna być szokująca i kontrowersyjna, no chyba że chodzi o gwałcącego Rosjanina. Wierzą w resocjalizację, przy czym – tak jak ostatnio w Krakowie – jeśli ktoś odsiedział karę, ale jest kibicem, to nie powinien prowadzić żadnych interesów, bo „wiadomo, że w więzieniu nie stał się innym człowiekiem". I tak dalej. Ale to banał, o tym nie ma sensu pisać, bo wiadomo to wszystko od dawna. Będzie o czymś innym.
Otóż lewicowy relatywizm został przesunięty dalej. Do perfekcji opanowali oni retorykę w rodzaju „według prawicy, Kościoła czy jakiejś tam partii tego i tamtego nie powinno się robić, a patrzcie, robią!". Tak wygląda mniej więcej ten monolog: „Poseł prawicowy pijany? Oburzające! Mi jako lewakowi wolno chlać na umór, bo nie promuję wychowania w trzeźwości. Poszedłeś na striptiz, a jesteś religijny? Jak mogłeś? A co na to twój Bóg? Ja w niego nie wierzę, więc chodzę regularnie. Nie byłeś na mszy w niedzielę? Żenujący z ciebie katolik. Taki z ciebie patriota, a podatków nie płacisz w Polsce? Doprawdy, żałosne. Ja płacę tam, gdzie się bardziej opłaca, bo mnie Polska nie interesuje. Ty masz swój dekalog, masz honor i zasady. Starasz się postępować zgodnie z sumieniem i własnym systemem wartości, lecz nie zawsze ci się udaje. I dlatego jesteś fatalnym człowiekiem. Ja nie mam zasad, nie mam żadnych idei i nie interesuje mnie nic poza mną samym, w związku z tym nie znajdziesz na mnie haka i nie masz też prawa oceniać mnie według swoich kryteriów. Za to ja ciebie bardzo chętnie rozliczę zgodnie z twoimi własnymi regułami".
I to właśnie robią. Rozliczają innych nie według swojego postrzegania świata, tylko tak, żeby im było wygodniej. Na starcie ustawiają sami siebie w sytuacji, w której nie mogą przegrać, bo jak wygrać z kimś, kto po prostu powie: „Ja tego nie uznaję, ale ty tak, więc musisz robić to, czego ja nie muszę, bo inaczej będziesz (uwaga!) hipokrytą!". Nie na odwrót, dokładnie tak.
Ostatnimi czasy ta hipokryzja okraszona jest też ciekawym elementem. Lewica, zazwyczaj przeciwna wszelkiej symbolice, takiej jak flaga, godło czy krzyż, a nawet z niej szydząca, nagle zapałała miłością do własnych symboli. Przykład tęczy i histerii z nią związanej jest tu dobitny. Co się jednak dzieje, gdy ktoś obraża symbole obce lewicy? Wtyka flagę w psie odchody, naśmiewa się z powstania warszawskiego albo wiesza na krzyżu męski członek? Wtedy naszego lewaka już to nie interesuje, a jak kogoś to oburza, to jego problem. I tu nagle przestaje działać zasada rozliczania innych podług ich własnych systemów wartości.