Najnowsza interwencja Uważam Rze

Felietony

Kraina przypływów i odpływów

Paweł Zarzeczny

Polska ma aspiracje mocarstwowe, a możliwości śladowe. Porzućmy więc sny o potędze i zajmijmy się własnymi rodzinami

Mignęło mi gdzieś na okładce jednej z gazet zdanie Macierewicza, bohatera mojej ostatniej akcji, który stwierdził, że Polska trafia w rosyjską strefę wpływów. Ejże, jak obserwuję Polskę, tutejsze fabryki, media, to dochodzę do wniosku, że jesteśmy raczej w strefie niemieckiej. Jakby to powiedział pan Jarosław – w ukrytej opcji.

Z kolei jak patrzę na swoją rodzinę – syn w angielskiej firmie, córka w angielskiej szkole – no, jak najbardziej strefa brytyjska. A na dodatek siostra mieszka we Francji, mówi w języku żabojadów i częstuje mnie zawsze homarami, z narzeczonym tylko po francusku parlez-vous: znaczy się ona we francuskiej strefie! I nawet nie wie, że to inwersja, bo w praktyce jest vous-parlez, jak to w krainie, hm, Hollande'a... Boże, oni w holenderskiej strefie są!

Czyli tak naprawdę jesteśmy krainą przypływów i odpływów. Jedni w tę, inni w inną mańkę (w mańkę to rosyjska strefa, w tę – francais), a mamy też przecież i strefę watykańską. I toruńską. I legijną. I wyklętą.

I tysiąc innych stref.

Do czego zmierzał ten wstęp? Otóż do uświadomienia wam, że jedyny rozsądny człowiek w naszej historii, czyli Napoleon Bonaparte (Jezu, piszę już jak Rzecki, hieroglifami), uznał, że Polsce najbardziej przydałoby się nie Królestwo Polskie (to robił u nas nawet car, a ostatni król Polski to nie Stanisław August, tylko Mikołaj II, Romanow, ten rozstrzelany wraz z familią przez Lenina), tylko – Księstwo Warszawskie. Czyli taka strefa wpływów – Warszawa, Radom, Lublin, droga na Kraków. Ten Napoleon miał i polską kochankę (nomen omen Walewską) i polskich marszałków (ten jeden stoi na Krakowskim Przedmieściu, podmieni się na Leszka), ale zorientował się, że my jesteśmy narodem zbyt małym, by panować od morza do morza. I wytyczył buraki i ziemniaki, i chaty kryte strzechą. Od reszty świata oddzielił. Wtedy jedyny raz w historii nie byliśmy niczyją strefą wpływów. Ani niedźwiedzi, ani Ślązaków, ani Prusaków. Uwolnił nas też od Czech.

Polska jest wciąż regionem (tak, regionem), który aspiracje ma mocarstwowe, a możliwości śladowe. Widać to po naszych zakupach broni – przecież my byśmy nawet nie wygrali z Indianami, zmarnowane pieniądze. Zamiast budować strefy wpływów, a przebąkuje się i o Mołdawii, i o Gruzji, o Litwie, o Słowacji, lepiej byśmy siedli na zydelku i zajęli się własną rodziną. Dalekie to, wiem, od wyczynów husarii pod Kircholmem, ale czy ktoś to w ogóle widział? Może żyjemy mitami, jak kozacka Ukraina, zamiast pracować jak Bawaria? I też dorobić się i dobrego chleba i piwa, i najlepszej drużyny w fussball i nawet papieża (Führer był przyszywany). Małe jest piękne, mawiano dawniej, i coraz bardziej się ku temu skłaniam. Byle u siebie. A czy to taka strefa, czy inna? Niemcy mieli po przegranej wojnie aż cztery strefy okupacyjne, jak moja rodzina mniej więcej, a proszę, jak wyrośli.

Tak więc nieważne, kto okupuje. Byle dawał spokojnie żyć. Dostatnio. Rzymianie wiedzieli to najlepiej. Tam Ojczyzna, gdzie jest dobrze. Dlatego Polacy nogami wybierają własne strefy, od amerykańskich po egipskie. Ja wybrałem, jak Rzecki, marzenie o Księstwie Warszawskim. W takim malutkim księstwie nie trzeba już toczyć wojen. Bo o co się bić, jak nie ma o co?

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy