Najnowsza interwencja Uważam Rze

Biznes

Pawel Kocon, Aleksandra Jaroskiewicz i Mikolaj Lenart wspoltworza innowacyjna firme obuwnicza Fun in Design

Snobizm made in Poland

Karolina Kowalska

Polscy mikroprzedsiębiorcy kreują światowe trendy. Narty z podwarszawskiej manufaktury to ostatni krzyk mody na stokach Kanady i Szwajcarii, ubrania Risk Made in Warsaw udowadniają, że bycie Żydem jest sexy, a na buty Fun in Design przychodzą zamówienia nawet z Alaski

Gdyby dwa lata temu ktoś powiedział Antoninie Sameckiej i Klarze Kowtun, że będą o nich pisać w „New York Timesie" czy „Times of Israel", popukałyby się w czoło. Nie uwierzyłyby nawet, że rodzimy magazyn „Brief" umieści ich na liście 50 najbardziej kreatywnych w biznesie, a „Jerusalem Post" napisze, że „podczas gdy w Europie rośnie antysemityzm, polskie businesswomen udowadniają, że bycie Żydem jest sexy". Artykuły w najważniejszym amerykańskim dzienniku i pismach izraelskich firma Antoniny i Klary – Risk Made in Warsaw – zawdzięcza linii Risk Oy ozdobionej motywami żydowskimi: wariacjami na temat gwiazdy Dawida, menory i zabawnymi hasłami, w których powtarza się polsko-żydowskie „oy" („oj"), często wplecione w zabawne hasła, jak na przykład „Oy oy my boy is goy".

Bluza jak Marilyn Monroe

Ale hasła nie zyskałyby sławy w świecie mody, gdyby nie nośnik, czyli ubrania Risk Made in Warsaw – z założenia niepodobne do niczego, co świat widział do tej pory. Jak Marilyn Monroe albo Apple, którym nie można przyporządkować odpowiedników. Laik powie o nich: „eleganckie dresy", znawca mody: „twórcze wykorzystanie dzianiny", a modelowy klient, najczęściej 30-latek z „pokolenia szarej bluzy" – jak nazywają je projektantki – stwierdzi: „coś dla mnie". Wykonane z miękkiej bawełny i dzianiny, wygodne jak dresy, rzeźbią sylwetkę jak najlepsze (i najsztywniejsze) kreacje wielkich krawców.

Inspiracją była szara bluza z kapturem, pozycja obowiązkowa w szafie każdego współczesnego 30-latka. Wygodna i przytulna, którą wciąga się po zrzuceniu niewygodnego korporacyjnego uniformu. – Kiedy postanowiłam stworzyć markę, zdałam sobie sprawę, że w szafie najwięcej mam właśnie szarych bluz z kapturem. I że coraz częściej zakładam je na oficjalne okazje, na przykład pod marynarkę – tłumaczy Antonina. – A skoro kaptur tak ładnie ustawia ramiona, warto stworzyć bluzę, którą można będzie założyć do pracy – dodaje. Jako dziennikarka modowa od lat ubierała się przede wszystkim szykownie, znosząc sztywne tkaniny dla dobrego efektu. Chwilowe okresy buntu w oversize'ach zarzucała po komentarzach mamy, że udało jej się zakryć wszystko, łącznie z atutami figury.

Idea przyszła ponad dwa lata temu. Opowiedziała o niej Klarze Kowtun, którą osiem lat temu poznała przy pracy dla kobiecego magazynu „Olivia", a potem – już jako szefowa działu „Uroda" polskiej edycji miesięcznika „InStyle"– zatrudniła ją w roli dziennikarki. Antonina, z doświadczeniem w pracy w dziale reklamy, produkcji sesji i dziennikarstwie, miała zajmować się kreacją marki i zapewnić finansowanie, Klara – szyć. Ale okazało się, że nie ma wystarczających funduszy, a Klara nie znosi szyć, więc trzeba było znaleźć dobrą krawcową.

Pierwszych 13 modeli Risk Made in Warsaw, w wersji damskiej i męskiej i w pełnej rozmiarówce, powstało sześć tygodni później. Szare bluzy, kominy i spódnice z zaszewkami, uwypuklające atuty i maskujące ewentualne niedoskonałości sylwetki. Projektantki pojechały z nimi na targi „Ściegi ręczne" (dzisiaj „Hush"). I sprzedały wszystko na pniu. – Inni sprzedawcy patrzyli na nas z ironią, bo tradycyjnie wystawia się po jednym modelu i to zazwyczaj w rozmiarze S. Szybko zmienili zdanie – opowiada Antonina.

W Polsce też szybko przekonali się do Riska. Kiedy w październiku 2012 r. dziewczyny opowiedziały o marce w „Dzień dobry TVN", liczba „polubień" na Facebooku podskoczyła im w 20 minut o 2 tysiące, czyli dwa razy tyle, ile przez cały poprzedni rok. Dziś mają ich ponad 23 tysiące, a codziennie dołączają nowe kliknięcia z całego świata. Od roku Klara i Antonina sprzedają ubrania nie tylko przez internet, ale we własnym butiku Risky Shop na ul. Szpitalnej w Warszawie. „Ramondreska", „Scarlet O'Szara" czy „Miś You" – wszystkie w odcieniach szarości i grafitu – kosztują od 100 do 500 zł. To obowiązkowy punkt programu turystów modowych z całego świata, których nad Wisłę przyciągają oryginalne polskie marki, takie jak Risk Made in Warsaw. To między innymi dzięki nim Warszawa zaczyna być nazywana nowym Berlinem, a światowi hipsterzy chwalą się ciuchami „Made in Warsaw".

Poprzednia
1 2 3 4

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy

Felietony

Wojciech Romański

W smoczym kręgu

Andrzej Sadowski

Wolność tak, ułatwienia nie

• RAZ POD WOZEM, RAZ POD WOZEM • Dopóki rządzący w Polsce będą mówić o ułatwieniach i ulgach dla przedsiębiorców, a nie o przywróceniu wolności gospodarczej, dopóty nie wybijemy się na ekonomiczną niepodległość