Zanim Tusk wypowie wojnę...
Trzeba uważnie wsłuchać się w słowa wypowiadane przez premiera: „Europa powinna być przygotowana na najbardziej czarny scenariusz rozwoju sytuacji na Ukrainie”
Jaki może być „najbardziej czarny scenariusz”? „Nie można zamykać oczu i udawać, że wszystko jest w porządku”. Kto nie może zamykać oczu? I zapewnienia – rząd musi być przekonany, że zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, żeby Polska była dobrze przygotowana na różne sytacje krytyczne. Bo „świat nie jest na to przygotowany”, choćby na „akt agresji albo na rozpad państwa ukraińskiego”. I wreszcie – „Europa musi zacząć się przygotowywać do tych negatywnych scenariuszy”.
To cytaty z jednego przemówienia Tuska. Czy można bardziej dosłownie opowiedzieć o tym, co nas czeka w najbliższej przyszłości?
Czy rzeczywiście wisi nad nami groźba wojny? Nikt nie wie, jak daleko posunie się Putin, jakie traktaty zerwie, aby zaspokoić swoją próźność, komu zacznie wysyłać groźby albo zechce wesprzeć swoimi uzbrojonymi ludźmi rebeliantów. Co gorsza, nie wiemy, jak daleko posuną się jego żądania wobec Ukrainy. Czy zechce ją podzielić albo włączyć do swojej Wspólnoty w całości? Być może jedyną pocieszającą kwestią jest fakt, że Rosji obecnie gospodarczo na to nie stać. Ale mentalnie i militarnie, owszem. Tym bardziej że potęgi Unii Europejskiej rozbrajają się na potęgę... ograniczają budżety, redukują armie, likwidują środki na nowoczesne technologie.
Obawa przed Rosją towarzyszy nie tylko nam. Kraje tak neutralne jak Szwecja czy Finlandia już aplikują o włączenie w struktury NATO. I to od co najmniej roku, zanim doszło do zajęcia Krymu. Okazało się bowiem, że Szwecja nie jest w stanie bronić się przed agresorem dłużej niż tydzień. Finowie nawet krócej. Zamiast neutralności Szwedzi mają nową filozofię bezpieczeństwa – „jeżeli jakieś państwo sąsiedzkie w Europie zostanie zaatakowane, to my mu pomożemy. I oczekujemy, że ono pomoże nam, gdy my będziemy mieli problemy”.
Obawa przed Rosją towarzyszy nie tylko nam. Kraje tak neutralne jak Szwecja czy Finlandia już aplikują o włączenie do NATO. I to co najmniej od roku, zanim doszło do zajęcia KrymuA my? Być może za decyzjami z 2013 r., że w najbliższym czasie wydamy ponad 91 mld złotych na przezbrojenie naszej armii, stały już zdobyte przez wywiad informacje o zamiarach Rosji w naszym regionie? A natowskie manewry w Polsce z listopada ubiegłego roku? Miały one udowodnić, że sojusz jest w stanie obronić Polskę i republiki bałtyckie. Jako aberrację należy uznać postulat publicysty „Wyborczej”, aby w najbliższej przyszłości odbyły się wpólne polsko-rosyjskie manewry. Ot tak, dla budowania zaufania w naszym regionie. Rok temu wspólne manewry planowali Niemcy i Rosjanie. Nasz udział też miałby sens – jako ofiary nowego sojuszu. To ciekawe, przed kim niemiecko-rosyjskie armie miałyby się bronić?
Opowiadam o tych faktach, ponieważ – jak podejrzewam – nie wszyscy byli aż tak zaskoczeni agresją Rosji na Ukrainę, jak próbowali to odegrać w telewizjach w czasie zajmowania Krymu. Ktoś przez ostatnie lata próbował nas mamić wizją, jakie to mamy specjalne relacje z Moskwą i osobiście z prezydentem Putinem. Być może odgrywali przed nami teatr, licząc na to, że wszystkie decyzje są tylko po jednej stronie. Rosyjskiej. I Polska może na tym skorzystać. Jak? Tego nie wiemy. Politycy, eksperci, publicyści przekonywali nas, że Polacy mogą liczyć na specjalne względy Putina, jego otwartość, liberalizm, sympatię...
Choć jednocześnie od kilku lat analitycy, przede wszystkim z amerykańskich ośrodków, uprzedzali, że geopolityczna i strategiczna sytuacja Polski w niczym się od ubiegłego wieku nie zmieniła. I namawiali, aby zamienić beztroskę na czujność, nieufność i gotować się na o wiele trudniejsze czasy, które nadejdą. Szewach Weiss w kwietniu 2013 r. ostrzegał, że niedźwiedź już się przebudził. Dzięki zakupowi przez Rosnieft kampanii naftowej TNK-BP rosyjska spółka stała się najpotężniejszą na światowym rynku, dytansując ExxonMobil. W nabytych aktywach były ukraińskie udziały... W tym samym czasie do Moskwy udała się największa delegacja Komisji Europejskiej. Podpisano porozumienie: „Mapa drogowa współpracy Unia Europejska – Rosja”. W dokumencie przewidziano stworzenie wraz z Rosją „największego rynku eneregetycznego”. Gdyby jednak do tego nie doszło, Putin miał w zanadrzu jeszcze inne rozwiązanie – w marcu ubiegłego roku przybył do Moskwy nowy przywódca Chin.