Mowa nienawiści
Jeden z Bardzo Ważnych polityków Bardzo Poważnej Partii, która – daj Boże, bo tekst ten piszę na dwa dni przed wyborami – nie dostała się do Europarlamentu, śmigał do Kijowa w czasach świetności Majdanu z reklamówkami pełnymi pieniędzy mającymi wesprzeć tamtejszą rodzącą się w bólach demokrację. Śmigał tak skutecznie, że jeden z odbiorców gotówki został po ukraińskim przewrocie ministrem. Jakież nasz były – mam nadzieję – europoseł musiał przeżyć srogie rozczarowanie, kiedy w trakcie kampanii chciał ogrzać się sukcesem swego podopiecznego i pojechał znów do Kijowa, by spotkać się z nim i porobić trochę zdjęć. „Pan minister z chęcią się spotka, jednak za wizyty u siebie pobiera opłatę w wysokości 100 dolarów”. Nie wiem, co zwyciężyło, resztki honoru czy brak gotówki w portfelu. W każdym razie do spotkania nie doszło.
Co tam jednak porażki dyplomatyczne politycznego planktonu. Taki na przykład minister Sienkiewicz doprowadził do niemałego zgrzytu dyplomatycznego i sytuacji, po której amerykańskie firmy całkiem poważnie zaczęły zastanawiać się, czy nie kontaktować się w sprawach polskich bezpośrednio z Brukselą. Jak wiadomo, firma Hawlett Packard sponsorowała urzędników państwa (sic!) polskiego, mając na uwadze ich preferencje podczas przetargów publicznych. O dziwo sprawa wyszła na jaw i zaczęły się tajne negocjacje z Amerykanami na szczeblu rządowym w celu ustalenia, jaki poziom kary nie złamie HP na tyle, by firma wyszła z sytuacji z twarzą, nie wycofując się przy okazji z Polski. Stanęło na 100 mln dolarów kary, co jest o tyle bez sensu, że Jankesi zapłacili już przecież polskim urzędnikom, więc karanie ich ponowną zapłatą wygląda nieco absurdalnie.
Gdzie jednak skandal? Amerykanie po dogadaniu się poprosili o kilkanaście godzin zwłoki w ujawnianiu ustaleń, żeby przygotować się wizerunkowo, zabezpieczyć ewentualny spadek akcji i wykonać inne podobne działania. Zapomnieli jednak, że rząd Przenajświętszej cierpi na PR-ową biegunkę i zrobi wszystko, by pokazać swą potęgę, a z byle guana robi sukces na miarę lądowania człowieka na Księżycu. Gdyby więc Amerykanie poinformowali o wszystkim świat zgodnie z ustalonymi procedurami, minister Sienkiewicz nie mógłby wystąpić w świetle reflektorów i cieszyć się kolejnym sukcesem. Co więc zrobił? Ujawnił wszystko, nie bacząc na ustalenia, dodając – niezgodnie z prawdą – że oddział HP w Polsce idzie do piachu, wywołując tym spadek akcji firmy. Brawo, Panie ministrze. Tak trzymać.
Skoro przy korupcji jesteśmy, wszyscy widzą oczywiście, że nie miała ona miejsca przy zakupie Pendolino. Owszem, produkująca je włoska firma znana jest z tego, że opłaca polityków i urzędników państwowych na całym świecie, ale w Polsce już oczywiście nie. No jakby śmieli. Fakt, że Pendolino, na które poszły grube miliardy z naszych podatków, stoi gdzieś pod gołym niebem, bo nasze tory nie pozwalają na jego użytkowanie, to także czysty przypadek. Tak jak i fakt, że już po zapłaceniu za tę kolejkę okazało się, że nie ma ona szans uzyskać certyfikatu na jazdę po Polsce. Oraz że przeważająca większość stacji w naszym kraju nie pasuje do standardu Pendolino i albo czeka nas przebudowanie ich za kolejne miliardy, żeby raz na tydzień mogły gościć cud techniki, albo trafi on do muzeum kolejnictwa. Czemu więc, do cholery, skoro nikt nikomu nie posmarował, kupiliśmy to włoskie badziewie miast naszych rodzimych pociągów, o które zabija się pół Europy? To proste – rzekł premier Tusk – gdybyśmy kupili własne, nie dostalibyśmy na to kasy z UE, która nie pozwala na pomoc publiczną we własnym kraju. Co innego, kiedy wspiera się kraje tak biedne jak Włochy. Wtedy jest git i po europejsku.
No, ale jak ma być u nas dobrze, skoro wszelkie próby ukrócenia złodziejstwa, niegospodarności i zwykłej głupoty trafiają na ścianę niechęci. Jeśli ktoś śledził ostatnią kampanię wyborczą, zetknął się z pewnością z hasłem „Polska bez PIT”, które podchwycili wszyscy starający sie przeskoczyć próg wyborczy. No, może poza PSL, ale ci to w ogóle są poza wszelkimi systemami i standardami. W skrócie patent polega na tym, żeby zlikwidować PIT-y, bo przecież Bestia urzędnicza i tak doskonale wie, kto ile zarabia, więc na cholerę płacić jej za ich przyjmowanie, przeglądanie i zatwierdzanie. Pomysł świetny, jest nawet jakaś gotowa ustawa, która dokładnie reguluje wszelkie procedury i...