Rozsądku, wróć!
Z Jackiem Kozłowskim, prezesem spółki Komandor SA, twórcą Federacji Małych i Średnich Przedsiębiorstw rozmawia Rafał Kotomski
Trudno oczywiście tęsknić do centralistycznej gospodarki z czasów PRL, ale ustawa o wolności gospodarczej stworzona przez Mieczysława Wilczka to już chyba zupełnie inna para kaloszy?
Nie ma wątpliwości, że ustawa Wilczka była do tej pory najlepszą, z jaką mieli do czynienia polscy przedsiębiorcy. A jeśli mówimy o tęsknocie, to odczuwamy ją przede wszystkim za prawem prostym i zrozumiałym dla wszystkich prowadzących działalność gospodarczą. Bez względu na stopień wykształcenia i doświadczenia zawodowego. Na tym przecież cała sztuka polega.
Ustawa Wilczka miała tylko 55 artykułów napisanych prostym językiem. O to chodzi?
Może te 55 artykułów to też zbyt dużo. W moim przekonaniu prawo dla przedsiębiorców można skrócić do 20 najważniejszych zapisów.
Zgoda, ale dzisiaj praktyka jest dokładnie odwrotna. I te kilkadziesiąt reguł stworzonych przez Wilczka wydaje się mimo wszystko niedościgłym wzorem. Nie dziwi pana, że człowiek, który wyrósł z systemu PRL, w tak nowoczesny sposób myślał o gospodarce?
Nie do końca uważam, że to było myślenie nowoczesne. Proszę pamiętać, że system komunistyczny był dla gospodarki dość prosty. Rzecz jasna, nakładał pewne ograniczenia na prowadzenie biznesu, ale bariery były stosunkowo niewielkie. Nie było takiej masy przepisów jak dzisiaj. Wilczkowi chodziło raczej o maksymalne uproszczenie, a nie o nowoczesność. Gdy przyglądam się dzisiaj tym wszystkim restrykcjom, które napotyka polski biznes, to zastanawiam się, w jakim właściwie systemie żyjemy. To nie ma nic wspólnego z kapitalizmem, już prędzej z komuną. A Wilczek nie zrobił nic innego, tylko zniósł restrykcje. No i przyjął jedną kardynalną zasadę, że co nie jest zabronione prawem, jest dozwolone.
Niektórzy mówią, że dokonał wielkiego przewrotu gospodarczego. Pan jakby nie do końca jest przekonany, że Wilczek zrobił coś naprawdę ważnego.
Ja tylko mówię, że system mu sprzyjał. Nie był zbyt skomplikowany, a jeśli go się jeszcze uprościło, to można było mówić o sukcesie. Minister Wilczek spróbował uprościć prawo i uczynić je zrozumiałym dla ludzi. Miałem okazję parę razy z nim rozmawiać, bo interesowały mnie mechanizmy działania w czasach, gdy był ministrem gospodarki.
Jakie było pana zdaniem główne przesłanie ustawy z 1988 r.?
Żeby ludzie rozumieli prawo. Mieczysław Wilczek nie rozumiał, jak to możliwe, że dzisiaj, przy ogromnej liczbie ekspertów, praktyków, specjalistów, prawo jest aż tak skomplikowane i nieżyczliwe dla biznesu. Odebrałem go jako bardzo mądrego, ciepłego człowieka. Dla przedsiębiorcy rozmowy z nim były naprawdę interesujące.
Czy dzisiaj powrót do rozwiązań przyjętych w ustawie Wilczka jest w ogóle możliwy? Napisałem kiedyś w „Uważam Rze” tekst zatytułowany „Wilczku, wróć!”…
Powinniśmy dziś robić wszystko, by powrócił rozsądek. Przedsiębiorców zmusza się do płacenia kilku podatków. Płacimy CIT, VAT i PIT ze swojego własnego rozliczenia. Żeby zapłacić te trzy podatki, musimy przeczytać wiele tomów przepisów i jeszcze się w tym wszystkim połapać.
Jak to zatem uprościć?
Przede wszystkim upraszczając VAT, który powinien być podatkiem kasowym, a wszystkich polskich przedsiębiorców powinna obowiązywać jedna stawka. Podatek CIT powinien zostać całkowicie zlikwidowany i zamieniony na podatek obrotowy (1 proc. od przychodu), a z podatku PIT powinny się rozliczać wyłącznie osoby fizyczne. Wszystkie polskie firmy musi obowiązywać jedno prawo podatkowe, bez różnicowania na małe czy duże podmioty. Tam, gdzie takie zróżnicowanie się pojawia, automatycznie otwiera się dla nieuczciwych pole do nadużyć.
Skoro wołamy o rozsądek, to powinniśmy też uświadomić sobie, że ryba psuje się od głowy. Myśli pan, że władze w Polsce w ogóle stać dzisiaj na uproszczenie w stylu Wilczka sprzed 26 lat?
W Polsce mamy ok. 2 mln przedsiębiorców. Są zastraszeni, bo dostali kopniaki od wszystkich elit rządzących – od prawa do lewa, od władzy jako takiej. Nawet gdy podejmujemy działania jako Federacja MSP, trudno nam ludzi przekonać i obudzić. Strach przed państwem jest naprawdę wielki, a przedsiębiorcy boją się podejmować jakiekolwiek wyzwania, bo nie chcą stracić tego, co już osiągnęli. Naprawdę żyjemy w państwie, które wywiera wielką presję na przedsiębiorców. To swoisty totalitaryzm.